Dziennikarzem, którego przepędzili manifestujący przed Białym Domem Kubańczycy, był Marcin Wrona z „Faktów”. To doświadczony, pracujący w tym programie od 2006 roku reporter. We wtorek 27 lipca doświadczył jednak niecodziennej sytuacji. Podczas demonstracji mającej na celu zmobilizowanie prezydenta Joe Bidena do stanowczej reakcji na Kubie, podburzony tłum obrócił się przeciwko Polakowi i zmusił go do przerwania relacji.
Na nagraniach zamieszczonych w sieci słyszymy ludzi krzyczących „fuera”, czyli hiszpańskie „precz”, „wynoś się”. Widać też tłumaczącego się i gestykulującego Wronę. Manifestanci nie są jednak zainteresowani jego wyjaśnieniami i w niektórych przypadkach dość agresywnie domagają się jego odejścia. W końcu dziennikarz zrezygnował i odciągnął swojego operatora.
Nie wiadomo, dlaczego w ogóle protestujący zwrócili uwagę na polskiego dziennikarza. Wirtualna Polska podaje, że zarzucono mu „poświadczenie nieprawdy”. Piotr Żuchowski z RMF FM próbuje tłumaczyć zdarzenie działaniem prowokatorów wysyłanych przez kubańskie władze.
„Tak było w przypadku Marcina. Wielu z tych protestujących nie mówi nawet po angielsku. Należy się cieszyć, że nic się Marcinowi nie stało” – przekonywał Żuchowski. „Marcin wykonywał swoją pracę i został wzięty za kogoś wysłanego przez ambasadę Kuby” – dodawał.
Masowe protesty na Kubie
Powodem aktualnych protestów na Kubie jest trudna sytuacja gospodarcza w kraju i sposób, w jaki rząd radzi sobie z pandemią. BBC w połowie lipca donosiło o rekordowej liczbę zakażeń i zgonów w kraju. Wśród mieszkańców Kuby narastać miała frustracja z powodu braku dostępu do szczepionek. W kraju narastał również gniew spowodowany sytuacją gospodarczą. W wyniku pandemii i amerykańskich sankcji, z którymi nie radzi sobie rząd, Kuba doświadcza poważnej recesji. Gospodarka tego kraju skurczyła się w ubiegłym roku o niemal 11 proc.
Czytaj też:
USA nakładają sankcje na Kubę. Biden: To dopiero początek