Niemal 20 lat temu, w nocy z 26 na 27 października 2001 roku doszło do tajemniczego porwania, które zapisało się w polskiej historii jako jedno z najgłośniejszych wydarzeń. 25-letni wówczas Krzysztof Olewnik został uprowadzony ze swojego domu na obrzeżach Drobina (woj. mazowieckie). Od początku wskazywano, że motywem porwania są pieniądze, ponieważ 25-latek był synem znanego przedsiębiorcy z branży mięsnej Włodzimierza Olewnika.
Porywacze przetrzymywali Krzysztofa dwa lata, a po otrzymaniu okupu, zabili
Krótko po zaginięciu, do rodziny Olewnika odezwali się porywacze i zażądali okupu. Choć w 2003 roku porywacze otrzymali pieniądze, zabili przetrzymywanego przez dwa lata Krzysztofa, a jego ciało porzucili bez informowania rodziny, gdzie jest ich bliski. Ciało Krzysztofa odnaleziono dopiero w 2006 roku w lesie w pobliżu miejscowości Różan (woj. mazowieckie). Co istotne, przekazanie pieniędzy porywaczom odbywało się w pełnej eskorcie policji. Pieniądze zostały zrzucone z Trasy AK w Warszawie, jednak policjanci nie zatrzymali osób, które przejęły gotówkę.
Jak wynika z ustaleń śledczych, Krzysztofa przetrzymywano przykutego łańcuchem do ściany w piwnicy domu w Kałuszynie. Posiadłość należała do Wojciecha F., który był uważany za głównego stratega uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa.
Choć sprawa znalazła swój finał w sądzie, to pozostawiła wiele pytań bez odpowiedzi. Wątpliwości dodawał również fakt, że aż trzech mężczyzn pojawiających się w akcie oskarżenia jako zabójcy i „mózg” operacji zostało znalezionych martwych podczas przebywania w aresztach. Jednym z nich był Wojciech F., który miał stać na czele szajki. W 2019 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu nie zostawił suchej nitki na polskich służbach, którym zarzucił serię błędów w prowadzeniu sprawy.
Przyjaciel Krzysztofa Olewnika na ławie oskarżonych
Pod koniec sierpnia „Superwizjer” TVN ujawnił, że sprawa nabiera jednak nowego tempa. Z informacji stacji wynika, że do sądu w Płocku trafił akt oskarżenia przeciwko przyjacielowi Krzysztofa Olewnika – Jackowi K. W sprawie pojawiły się także inne nazwiska, w tym były lokalny polityk oskarżony w tej sprawie o oszustwo.
Przed sądem ma teraz stanąć pięciu mężczyzn. Jednym z nich jest przyjaciel Krzysztofa Jacek K., którego oskarża się o udział w porwaniu 25-latka. „Superwizjer” TVN przypomina, że Jacek K. był już w tej sprawie zatrzymany w 2009 roku, jednak po sześciu miesiącach wyszedł na wolność, a nawet dostał odszkodowanie za przewlekłość postępowania. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Pozostali czterej oskarżeni to Eugeniusz D. ps. „Gienek”, który także miał być członkiem szajki porywaczy Krzysztofa, a także trzech mężczyzn podejrzanych o wyłudzenie pieniędzy od rodziny Olewników. Jednym z wyłudzających miał być z kolei były polityk z Płocka, Grzegorz K., który według prokuratury wyłudził 160 tysięcy złotych, przekazując Włodzimierzowi Olewnikowi fałszywe informacje o miejscu pobytu syna.
„Superwizjer” TVN wskazuje, że nowy akt oskarżenia nie podważa wersji z poprzedniego procesu. Wciągnięcie w sprawę wątku przyjaciela Krzysztofa, który miał pomagać w całej akcji, dodaje jednak nowej dynamiki całemu procesowi. Na jego winę nie ma bezpośrednich dowodów. W akcie oskarżenia mowa jest jedynie o poszlakach – czytamy. Wskazano jednak możliwy motyw, którym są biznesowe okoliczności znajomości mężczyzn. Krzysztof Olewnik i Jacek K. prowadzili bowiem spółkę. Ojciec Krzysztofa miał mieć jednak spore wątpliwości w kwestii jej działalności i domagał się kontroli. Porwanie syna miało, zdaniem prokuratury, odwrócić jego uwagę od biznesu.
Włodzimierz Olewnik: Nie ufałem mu
W rozmowie z Onetem Włodzimierz Olewnik skomentował nowe informacje o przebiegu śledztwa. – Nie ufałem mu – mówi na temat Jacka K.. – W noc porwania dzwonił do mnie, mówił, że z synem stało się coś złego, że Krzysztof nie odbiera telefonu. Umówiłem się z nim, miał dojechać z daleka, zjawił się podejrzanie szybko, tak jakby dzwonił już stąd. Kilka dni później policjanci pokazali mi numery telefonów, jakie w noc porwania logowały się na pobliskich stacjach. Spisałem je sobie. Był tam numer Jacka K. Przez długie lata pytałem prowadzących śledztwo o ten billing. Zapewniali, że to była fałszywka, że ktoś to spreparował, że przepadł i nie warto szukać. Po ośmiu latach zobaczyłem ten wydruk w prokuraturze w Gdańsku. Załamałem się – mówił Włodzimierz Olewnik przed laty, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
W najnowszej rozmowie z Onetem, Włodzimierz Olewnik dodaje, że zapoznał się z informacjami prokuratury o możliwym motywie Jacka K. – Mogło też chodzić o pozbawienie mnie zakładów mięsnych, a następnie ich przejęcie. Tak żebym był bankrutem – wskazuje. Początek procesu w sprawie zbrodni sprzed 20 lat planowany jest na styczeń 2022 roku.
Czytaj też:
Siostra Krzysztofa Olewnika: Polska to kraj porażek i bezprawia. Zdeptali nas