W niedzielę 19 września Straż Graniczna poinformowała najpierw, że wspólnie ze strażakami, policją i Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym, prowadziła akcję na bagnach w rozlewisku rzeki Supraśl przy granicy polsko-białoruskiej. Jak przekazała wtedy SG, uratowano ośmiu migrantów (pięciu mężczyzn i trzy kobiety), siedmioro z nich trafiło do szpitali.
Później, około godz. 17.30, Straż Graniczna przekazała, że w niedzielę w rejonie przygranicznym z Białorusią znaleziono zwłoki trzech osób, a dalsze czynności w tej sprawie prowadzi prokuratura. To na razie jedyne, oficjalne informacje w tej sprawie. Od 2 września na terenach przygranicznych w województwach podlaskim i lubelskim obowiązuje stan wyjątkowy i informacje z nich pochodzą jedynie od służb. Media w Polsce apelowały już do władz, by zmienić tę sytuację i dopuścić je do relacjonowania sytuacji z terenów przygranicznych.
Czytaj też:
„Dziennikarze na granicy”. Apel i oświadczenie ogólnopolskich redakcji ws. zakazu dla mediów
Stan wyjątkowy i kryzys na granicy. Premier: Znaleziono zwłoki czterech osób, jedno ciało po białoruskiej stronie
Mateusz Morawiecki zabrał głos w sprawie w niedzielę wieczorem. Jak przekazał, poza trzema ciałami znalezionymi w rejonie przygranicznym po polskiej stronie, po stronie białoruskiej znaleziono zwłoki kobiety.
„W rejonie przygranicznym znaleziono zwłoki trzech osób, które próbowały nielegalnie przekroczyć granicę. Po stronie białoruskiej zaś zwłoki kobiety” - napisał Morawiecki, dodając, że w 20 września rano weźmie udział w odprawie z przedstawicielami służb i będzie mógł przekazać więcej informacji.
„Na miejscu pracują służby i prokuratura, która wyjaśnia okoliczności tragicznego wydarzenia. Należy zbadać ewentualny związek powyższych dramatycznych zdarzeń z dotychczasowymi białoruskimi prowokacyjnymi działaniami mającymi miejsce na naszej wschodniej granicy” – napisał premier.
Zwłoki trzech osób w rejonie przygranicznym z Białorusią. Reżim Łukaszenki reaguje
Eksperci i dziennikarze po pojawieniu się tych informacji zaczęli donosić, że tę sprawę wykorzystuje białoruska propaganda. Białoruski Komitet Graniczny zaczął sugerować, że z polskiej strony przywleczono ciało kobiety na teren Białorusi. Zamieszczono też nagranie, na którym zarejestrowano, jak jeden z rzekomych świadków „pokazuje”, co się wydarzyło.
Reżim Alaksandra Łukaszenki twierdzi, że wezwał nawet przedstawicieli ONZ na miejsce, by „zapewnić przejrzystość śledztwa”.
Mariusz Kowalczyk, dziennikarz „Newsweeka” odnotował, że białoruskie media już suflują narrację reżimu i stawiają pytania, dlaczego kobieta, której ciało znaleziono, nie miała butów. „Białoruska TV już trąbi o ciele kobiety znalezionym metr od polskiej granicy. Sugerują, że śmierci tej kobiety winni są polscy mundurowi. Miała ich błagać o pomoc, ale jej nie otrzymała” – opisywał doniesienia z Białorusi. Kowalczyk pisał też:
„Białoruska propaganda szaleje. Pytają, dlaczego kobieta, której ciało znaleziono na polsko-białoruskiej granicy i jej małe dzieci nie miały butów. I odpowiadają, że »sadyści« im je zabrali, przeganiając na białoruską stronę, żeby trudniej było im wrócić”.
Michał Marek z Uniwersytetu Jagiellońskiego również zwrócił uwagę na to, jak białoruskie media, całkowicie zależne od decyzji władz w Mińsku, przedstawiają całą sprawę. „Informacje kreuje się na dowód świadczący o zbrodniczym charakterze państwa polskiego (”PL reżimu„) oraz PL służb. Warto zwrócić uwagę na tak wiele czynników występujących przypadkowo (?) w jednym momencie” – tweetował Marek.