Nigdy nie byłam na wojnie, nie będę porównywać się do dziennikarzy, którzy relacjonowali konflikty zbrojne, a dziś nie mogą zbliżyć się nawet do polsko-białoruskiej granicy, bo minister Kamiński tak boi się przygranicznych „incydentów”, że ich tam nie wpuszcza. „Bronimy granicy, są tam uzbrojeni funkcjonariusze. Nie róbcie z poważnych rzeczy jakiegoś zagadnienia polityczno-medialnego” – powiedział przecież w czasie poniedziałkowej konferencji.
I on, i inni przedstawiciele rządu, odgrywają właśnie oscarowe role, udając troskę m.in. o dziennikarzy, która jest równie absurdalna co fakt, że polskie media bazują dzisiaj na białoruskich przekazach, przerzucanych nam nad zasiekami.
Nie byłam na wojnie, ale w 2015 roku dwukrotnie, z bardzo bliska, śledziłam kryzys migracyjny. Najpierw, gdy we wrześniu dworzec Keleti w Budapeszcie zamienił się w gigantyczny obóz dla imigrantów. W tamtym czasie do stolicy Węgier docierało nawet po kilka tysięcy uchodźców dziennie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.