Pod koniec września media obiegły zdjęcia wykonane przez reporterkę białostockiej „Gazety Wyborczej”. Na fotografiach widać dzieci migrantów, które trafiły przed placówkę Straży Granicznej w Michałowie m.in. półtoraroczną Ayten w ubrudzonym białym pajacyku czy kilkulatkę w puchowej kurtce obejmującą pluszowego misia, którego dostała od jednego z pograniczników. Wolontariusze z organizacji pozarządowych ustalili, że w grupie migrantów byli m.in. 2-letni Almand, 4-letnia Alas oraz 6-letnia Arin.
Wątek dzieci z Michałowa wielokrotnie przewijał się w debacie publicznej. Podczas dyskusji w Sejmie 30 września dotyczącej przedłużenia stanu wyjątkowego posłowie opozycji mieli ze sobą zdjęcia dziewczynki z misiem i pytali rządzących o los najmłodszych migrantów. Ponadto, posłanka Urszula Zielińska przekazała fotografie oraz list Rodziny bez Granic dotyczący sytuacji migrantów na granicy polsko-białoruskiej papieżowi Franciszkowi.
Dzieci z Michałowa. Reakcja Straży Granicznej
Funkcjonariusze Straży Granicznej poinformowali w oficjalnym komunikacie, że cała grupa ponad 20 migrantów została zawrócona na linię granicy z Białorusią. Wcześniej migranci trafili do ośrodka w Michałowie, aby służby mogły zweryfikować legalność i cel ich pobytu w Polsce. Mieli także dostać napoje i jedzenie. SG zapewniła, że „wszystkie osoby zostały poinformowane o możliwości złożenia wniosku o pomoc międzynarodową w Polsce, jednak nie chciały skorzystać z takiego rozwiązania, ponieważ były zainteresowane wyłącznie pomocą w Niemczech”.
– Białoruski reżim świadomie i cynicznie wykorzystuje także dzieci, by zaszkodzić Polsce i UE. Ściąga na Białoruś całe rodziny, obiecując im łatwe przedostanie się na teren UE, gdzie ma czekać na nich dostatnie życie. Tymczasem funduje tym ludziom wielodniowe koczowanie w lesie i próbę nielegalnego przekroczenia zielonej granicy – dodawał szef MSWiA Mariusz Kamiński.
W mediach dały się słyszeć liczne głosy oburzenia brakiem pomocy dla najsłabszych. Rzeczniczka Straży Granicznej podczas jednej z konferencji prasowej przekonywała, że nie może udzielić dokładnych informacji, w którym miejscu konkretnie znajdują się dzieci, ponieważ ze względu na wprowadzony stan wyjątkowy są to informacje tajne. – Proszę nie mówić o żadnym fizycznym wypychaniu, to rodzice podjęli decyzję o zabraniu tych dzieci w niebezpieczną podróż i decydowali o ich losach. Podjęli tę decyzję, chcieli azylu w Berlinie. Te osoby inaczej zachowują się przed kamerami, a inaczej poza – stwierdziła.
Dzieci z Michałowa. Jarosław Kaczyński komentuje
7 października głos w sprawie dzieci z Michałowa zabrał Jarosław Kaczyński. Wicepremier ds. bezpieczeństwa zapewnił, że „polskie służby postępują zgodnie z prawem i zasadami moralnymi a dzieciom z całą pewnością nic nie zagraża”. – Zostały po prostu wraz ze swoimi rodzicami w jakimś bezpiecznym miejscu przetransportowane z powrotem do Białorusi – powiedział prezes PiS.
Wiceszef MSZ Marcin Przydacz odnosząc się do tych słów stwierdził, że „widocznie Jarosław Kaczyński ma jakieś dodatkowe informacje dotyczące stanu tych dzieci i stąd takie słowa”. Wiceminister spraw zagranicznych przekonywał, że dzieci nie koczują w lesie. – To jest teraz pytanie do strony białoruskiej, co robi z migrantami, których sprowadza tu z drugiego końca świata i celowo próbuje przeszmuglować przez granicę – zaznaczył dodając, że „cała dyskusja wokół granicy koncentruje się na aspekcie humanitarnym a brakuje dyskusji o aspekcie dotyczącym bezpieczeństwa państwa polskiego”.
Dzieci z Michałowa wróciły na granicę?
Tymczasem Murad Ismael z Akademii Sindżar, organizacji dbającej o edukację w jednej z prowincji Iraku, zamieścił w sobotę 9 października w sieci nagranie, na którym widać grupę kilkudziesięciu osób koczujących najprawdopodobniej po białoruskiej stronie, tuż przy granicy z Polską. Temperatura w tym regionie spada obecnie nawet do -5 stopni przy gruncie.
Reporter TVN24 Paweł Szot przekazał, że w grupie około 70 osób są m.in. Syryjczycy, Kurdowie oraz jazydzi. Dodał, że niemal ze stuprocentową pewnością udało się zidentyfikować trzy dziewczynki, które mają niemal identyczne ubrania jak te, które widać na zdjęciach fotograf „Wyborczej” zrobionych w Michałowie. Twarze dzieci rozpoznała także Maria Poszytek, prawniczka z grupy Granica.
– Wiele wskazuje na to, że przynajmniej część grupy z Michałowa od kilkunastu dni koczuje po białoruskiej stronie. Migranci mówią, że marzną i są głodni. Twierdzą, że Białorusini żądają od nich po 100 dolarów za możliwość dostarczenia jakichkolwiek posiłków – mówił Paweł Szot na antenie TVN24.
Ze względu na wprowadzony przez rząd stan wyjątkowy dziennikarze nie są dopuszczani na granicę polsko-białoruską, więc informacji tych nie można w żaden sposób zweryfikować na miejscu. Straż Graniczna nie odpowiedziała na razie na nasze pytania o los dzieci z Michałowa.
Czytaj też:
Mieszkają przy granicy z Białorusią. Gdyby nie ten szczegół, nie odczuliby stanu wyjątkowego