Na tereny przygraniczne, mimo budowy płotu i zwiększonej obecności patroli, przedzierają się migranci inspirowani przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Przebywającym nielegalnie w Polsce cudzoziemcom pomagają działacze organizacji pozarządowych i medycy, którzy znajdują się w okolicy pasu objętego stanem wyjątkowym (zgodnie z przepisami, nie mogą wchodzić na sam obszar stanu wyjątkowego).
Osoby zorganizowane w ramach grupy „Medycy na granicy” opisali, jak wyglądała jedna z ostatnich interwencji, którą wspominają jako „najcięższą z dotychczasowych”. Pomocy wymagała duża grupa osób, które znajdowały się w trudno dostępnym terenie. "Okazało się, że niemożliwe jest dotarcie do poszkodowanych żadnym pojazdem – musieliśmy zaparkować na końcu drogi i przedrzeć się do grupy nocą przez gęsty las razem z naszym sprzętem oraz pakietami pomocowymi" – czytamy w opisie akcji, w której uczestniczył kierowca z uprawnieniami ratownika, dwie lekarki i ratownik medyczny.
Dzieci i kobieta w ciąży w środku lasu
Medycy po dotarciu na miejsce zastali grupę 8 mężczyzn, 6 kobiet i 16 dzieci. Jak relacjonowali, najmłodsze z nich miało około roku i wymagało karmienia piersią. Wszyscy cudzoziemcy byli głodni i przemarznięci, a w szczególnie złym stanie znajdowała się ciężarna kobieta i mężczyzna w podeszłym wieku.
„Jedna z kobiet była w drugim trymestrze ciąży. Jej stan bardzo nas niepokoił – dolegliwości, które zgłaszała, mogły świadczyć o poważnych powikłaniach położniczych. Po nakarmieniu, ogrzaniu i nawodnieniu jej stan się poprawił. Oceniliśmy też medycznie kilkoro dzieci oraz mężczyznę w podeszłym wieku, po amputacji części nogi, który wędrował przez las od wielu dni. Obejrzeliśmy kikut nogi, zaopatrzyliśmy go i przekazaliśmy odpowiednie leki przeciwbólowe” – opisywali akcję medycy.
Pacjenci nie chcieli trafić do szpitali
Podkreślili przy tym, że razem z nimi pracowała jedna z cudzoziemek, która w ojczyźnie była pielęgniarką anestezjologiczną. Obcokrajowcy, po zaopatrzeniu w medykamenty i żywność, zostali w lesie. „Wszyscy nasi pacjenci kategorycznie odmówili przewiezienia do szpitala. Obawiali się bycia oddzielonymi od rodzin” – zaznaczyli medycy. Jak przyznali, dotychczas nie zmierzyli się z tak trudną interwencją przy granicy. „Nigdy, w całym swoim życiu zawodowym, nie widzieliśmy czegoś takiego” – czytamy w podsumowaniu akcji.
Czytaj też:
Lubelskie. Z Bugu wyłowiono zwłoki 19-letniego Syryjczyka