Choć zdarzenie rozegrało się niemal rok temu, bo 25 listopada 2020 roku, to sprawa ta została całkowicie przemilczana przez lokalne media. Zdarzenie opisuje jednak dziennikarz WP Tomasz Molga, który informuje, że swoje prywatne śledztwo prowadzą również dwaj bracia zmarłego Andrzeja Złotnika.
Jak czytamy, 38-latek przebywał wówczas w Polsce tymczasowo, w przerwie od pracy, którą miał poza granicami kraju. Miał wówczas w swoim domu zażyć narkotyki – amfetaminę i khat wywołujący stany od euforii po lęki. Nagle 38-latek miał dostać paniki i powtarzać, że ktoś go śledzi, a następnie wybiec na ulicę i wołać pomocy. Przypadkowa osoba wezwała policję, która następnie ścigała mężczyznę przez kilka ulic.
Staszów. Śmierć po interwencji policji. Dramat rozegrał się na ulicy
Wtedy rozegrał się dramat, który wciąż pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Naoczny świadek interwencji, który przybiegł ratować mężczyznę, wskazuje, że w chili przybycia karetki, Andrzej Złotnik samodzielnie nie oddychał, a jego puls był niewyczuwalny. W szpitalu mężczyzna nie odzyskał przytomności, aż ostatecznie 3 grudnia zmarł.
Bracia 38-latka, z których jeden jest policjantem, doszukali się niepokojących okoliczności zdarzenia. Powołują się przy tym na nagrania świadków, na których zarejestrowano, jak jeden z policjantów z impetem popycha Złotnika na ścianę domu, a drugi obala na chodnik. Złotnik miał także zostać uderzony z pięści. Co gorsze, dwaj policjanci dociskają mężczyznę do chodnika. Kolano jednego z nich znajduje się na szyi 38-latka. Drugi ugniata kolanem plecy Złotnika. Później policjant podbiega po radiowóz i zastawia nim widok na całą scenę.
Sprawę następnie umorzono, nie wskazując na jednoznaczne okoliczności zajścia. Jako przyczynę śmierci wskazano uszkodzenie mózgu spowodowane niedotlenieniem. W raporcie znalazły się sugestie, że to narkotyki mogły się przyczynić do takiego stanu. O „kolankowaniu” mowy nie było. Nie przesłuchano również kluczowych świadków – relacjonują bracia zmarłego. Bracia 38-latka złożyli zażalenie na decyzję o umorzeniu postępowania. Zostało ono uwzględnione przez prokuraturę. Jak jednak czytamy, o tym, czy policjanci zostali w jakikolwiek sposób pociągnięci do odpowiedzialności nic nie wiadomo. Mieszkańcy Staszowa wskazują, że funkcjonariusze ci wciąż patrolują ulice.
Czytaj też:
Protest przed komendą po śmierci trzech mężczyzn. „Policyjni mordercy”