Chodzi o reportaż Katarzyny Włodkowskiej „Zabójca Pawła Adamowicza: Posiedzę dwa lata i wyjdę”. Dziennikarka „Gazety Wyborczej” ustaliła, że zabójca prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza Stefan W. miał zaplanować zbrodnię i dokładnie znać konsekwencje swoich czynów. W tekście znajdował się również fragment, w którym informator dziennikarki ujawnił, że w grudniu 2018 roku (na miesiąc przed morderstwem) widział podejrzaną scenę. Stefan W. miał się spotkać z kilkoma osobami, opisywanymi jako „karki”. Po spotkaniu miał powtarzać zadowolony: Już wiem, co zrobię.
Po publikacji śledczy domagali się od dziennikarki podania danych informatora, który ujawnił wspomniane okoliczności. Dziennikarka odmówiła, powołując się na tajemnicę zawodową. Sprawa trafiła do sądu, gdzie 16 października zdecydowano o uchyleniu tajemnicy dziennikarskiej, motywując to tzw. dobrem wymiaru sprawiedliwości.
Włodkowska mówi w rozmowie z Onetem, że w piątek odbyło się przesłuchanie, na którym ponownie odmówiła ujawnienia tożsamości swojego informatora. Prokurator może teraz nałożyć na dziennikarkę postanowienie o grzywnie, a później wydawać kolejne takie postanowienia. Dziennikarka może z kolei odwołać się do sądu.
Sprawa zabójstwa Pawła Adamowicza
Przypomnijmy, że Paweł Adamowicz zginął podczas finału WOŚP w Gdańsku w styczniu 2019 roku. Podczas przemówienia prezydenta, na scenę wdarł się Stefan W. który ranił Adamowicza nożem. Prezydenta Gdańska nie udało się uratować. Od tego czasu sprawa nie znalazła jednak finału w sądzie, choć sprawca jest znany organom ścigania. Na temat poczytalności W. wypowiadały się już trzy zespoły biegłych. Choć dwa stwierdziły, że W. może odpowiadać przed sądem, prokuratura wciąż nie przedstawiła aktu oskarżenia.
Czytaj też:
Zabójstwo Pawła Adamowicza. Kolejny zwrot w śledztwie, nowa opinia biegłych