W poniedziałek 1 listopada przed budynkiem Trybunału Konstytucyjnego w Warszawie, ale też w innych miastach, m.in. Poznaniu czy Wrocławiu, doszło do manifestacji pod hasłem „Ani jednej więcej”. Demonstrujący wyszli na ulice, by upamiętnić 30-latkę, która zmarła w szpitalu w Pszczynie. Jak opisała w poniedziałek jej rodzina, kobieta trafiła tam w 22 tygodniu ciąży.
Śmierć 30-latki w szpitalu. „Lekarze przyjęli postawę wyczekującą”
„Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. Zmarła pozostawiła męża i córkę” – czytamy w stanowisku rodziny.
Z jej relacji ze szpitala wynikało, że lekarze nie zdecydowali się na aborcję. Dlaczego? Tak opisuje to rodzina: „Zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji”.
Protest „Ani jednej więcej” w Warszawie
Od kilku dni na Twitterze spopularyzowano hasztag #anijednejwiecej po tym, jak światło dzienne ujrzały informacje o losach 30-latki. Pod tym samym hasłem „Ani jednej więcej” protestowano w poniedziałkowy wieczór, demonstrujący zebrali się przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego. Można było zobaczyć transparenty, na których napisano: „Nie chcę czekać, aż płód we mnie umrze”, „Zabiliście naszą siostrę”, „Nieludzkie prawo Godek zabija”.
Protestujący nie skandowali haseł, milczeli, przed ogrodzeniem Trybunału Konstytucyjnego rozstawili znicze.
Czytaj też:
Ciężarna zmarła, bo lekarze czekali na obumarcie płodu? Pawłowicz dostrzegła tylko „śmierć dziecka”