Od wielu tygodni przy granicy polsko-białoruskiej trwa kryzys migracyjny. Od 2 września w ponad 180 miejscowościach położonych przy granicy obowiązuje stan wyjątkowy. Straż Graniczna każdego dnia informuje o kilkuset przypadkach nielegalnych prób przekroczenia granicy. Aktywiści oraz lekarze z organizacji Medycy na Granicy alarmują, że sytuacja migrantów koczujących w przygranicznych lasach jest bardzo trudna – są wychłodzeni, głodni i odwodnieni. Według oficjalnych danych do tej pory przy granicy zginęło 5 osób.
Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej. Ile osób zginęło?
W te statystyki nie wierzy wiceburmistrz Michałowa w województwie podlaskim. – Nie wyobrażam sobie, żeby oficjalna liczba była prawdziwa. Z tego, co słyszałem, do tej pory musiało zginąć co najmniej 70 osób. Ale są też głosy, że może być ich nawet 200 – powiedział Konrad Sikora w rozmowie z niemieckim „Focusem”.
Samorządowiec przytoczył dramatyczną historię z regionu. – Kilka dni temu usłyszałem historię o granicznej rzece Świsłocz. Podobno w wodzie pływają trupy. A trupy też są przepychane z jednego brzegu rzeki na drugi. Tam i z powrotem, między Białorusią a Polską. Żadna ze stron nie chce ich wydostać – przyznał.
Ile osób przekracza polską granicę?
Według Konrada Sikory codziennie przez granicę przychodzi do Polski około 1000 uchodźców – 500 zostaje zepchniętych na Białoruś przez polskie siły bezpieczeństwa, drugiej połowie udaje się przekroczyć granicę. Oznacza to, że w ciągu miesiąca do naszego kraju może trafiać nawet 20 tysięcy osób.
– Oni walczą o życie i stają się z tego powodu coraz bardziej sfrustrowani. Temu też musimy zapobiegać. Bo nikt, naprawdę nikt nie zasługuje na śmierć w tym lesie na naszej granicy. Nawet najgorsi wrogowie – podsumował wiceburmistrz Michałowa.
Czytaj też:
Zapora na granicy polsko-białoruskiej. Jest decyzja prezydenta Dudy