Profesor Legutko podkreślał, że strona polska kontroluje sytuację na granicy polsko-białoruskiej. W wywiadzie dla hiszpańskojęzycznej gazety stwierdził, że nasz kraj nie potrzebuje pomocy ze strony Fronteksu, który może wesprzeć starania Straży Granicznej głównie w wymiarze „symbolicznym” ze względu na małą ilość funkcjonariuszy.
Legutko nie zgodził się, że w sytuacji konfliktu Polski z Unią Europejską prośby naszego kraju o współpracę unijnych partnerów mogą wywoływać ironiczne uśmiechy. – Po pierwsze, nie prosimy o pomoc. Mówimy tylko, że bronimy zewnętrznej granicy UE i chociaż raz Bruksela mogłaby zrobić coś pożytecznego w naszym interesie – mówił.
– Problem polega na tym, że Unia Europejska niczego nie robi za darmo i nie chcemy, by mówiono nam: „Macie naszą pomoc, teraz musicie nas słuchać” – zaznaczał Legutko. – Innymi słowy, nie wierzymy w szlachetne zamiary Unii Europejskiej. Głównym celem Komisji Europejskiej i Ursuli von der Leyen jest obalenie polskiego rządu – podkreślał.
Kryzys graniczny. Kilkanaście tysięcy migrantów czeka na przejście
Kryzys migracyjny wywołany przez reżim Aleksandra Łukaszenki nie słabnie. W pobliżu granicy polskiej po stronie białoruskiej przebywa kilka tysięcy osób. Największe koczowisko powstało w okolicach Kuźni Białostockiej, gdzie wciąż docierają kolejne osoby. Polskiej granicy strzeże 4 tys. funkcjonariuszy Straży Granicznej, 2 tys. policjantów i 15 tys. żołnierzy Wojska Polskiego.
Z najnowszego raportu wynika, że w niedzielę 14 listopada zanotowano 18 prób nielegalnego przekroczenia granicy. Wobec 39 cudzoziemców wydane zostały postanowienia o opuszczeniu Polski. W listopadzie granicę próbowano przekroczyć 5,1 tys. razy. Wczoraj podlascy policjanci podczas kontroli drogowych zatrzymali 4 osoby, które pomagały przy nielegalnym przekraczaniu granicy. Zatrzymani to obywatele: Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Szwecji i Niemiec. Kurierzy chcieli przewieźć 33 osoby.
Czytaj też:
Granica polsko-białoruska. Dziennikarze zatrzymani w Usnarzu Górnym