Wiceminister sportu Łukasz Mejza konsekwentnie zaprzecza doniesieniom, że jego firma miała oferować chorym na raka, stwardnienie rozsiane, Alzheimera, Parkinsona i inne nieuleczalne schorzenia, terapię „pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi”. Według Wirtualnej Polski, Mejza miał osobiście przekonywać rodziców chorych dzieci, że leczenie będzie skuteczne. Cena wyjściowa miała wynosić 80 tys. dolarów. Portal zaznaczał, że terapia ta uznawana jest za niesprawdzoną i niebezpieczną. Mejza poinformował, że po publikacji podjął kroki prawne „mające na celu ochronę jego dobrego imienia i reputacji”.
PiS milczy w sprawie Mejzy, ale szeroko komentowali ją politycy opozycji, KO domagała się dymisji wiceministra, a dwójka posłów Lewicy złożyła doniesienie do prokuratury. Głos w sprawie zabrał również Roman Giertych, który napisał do premiera list. „Już w wielu trudnych momentach Panu doradzałem, ale takiego jeszcze nie było. Sam Pan przyzna, że rzadko się zdarza, aby członek rządu zajmował się wciskaniem chorym dzieciom procedury wlewania mazi z ludzkich embrionów do żył za drobne 80 tysięcy USD” – zwrócił się do Morawieckiego.
„Właściwie to takiego przypadku nigdy i nigdzie nie widziano. Dotychczas (tzn. przed waszymi rządami) oszukiwanie chorych ludzi lub rodziców chorych dzieci oferowaniem rzekomo cudownych zabiegów medycznych było domeną najgorszego rodzaju ludzi. Ludzi tak podłych, nikczemnych i chciwych, że jedyną reakcją ludzką na takich potworów było oburzenie, gniew i chęć sprawiedliwości” – czytamy dalej.
Jak stwierdził Giertych, list chciał napisać „jak zawsze w sposób ironiczny”, ale w tym przypadku „nie mógł zdobyć się na ironię”. „Zbyt mocno czuję współczucie dla tych ludzi, którym wmawiano, że cudowna procedura z Meksyku pomoże ich dzieciom. I wystarczy aby zasilili kasę pana Mejzy, a dzieci będą uzdrowione. Nie mogę się zdobyć na ironię, bo poziom degeneracji, podłości, wyzucia z jakichkolwiek uczuć ludzkich, który przedstawiają ludzie organizujący tego typu proceder nie zasługuje na ironizowanie tylko na więzienie” – napisał.
Zdaniem Giertycha, największym skandalem jest fakt, że Mejza nadal jest w rządzie. „Bo brak tej dymisji powoduje, że i Pan i Jarosław Kaczyński jesteście odpowiedzialni za krycie tego drania. To hańba jakiej nie zmyjecie nigdy” – stwierdził w swoim liście. I dodał podpis: „Bez wyrazów jakiegokolwiek szacunku”. „A Pana panie Mejza nie nazwę podłą kanalią tylko dlatego, że bałbym się pozwu. Oczywiście nie pańskiego pozwu, tylko od podłych kanalii, którzy mogliby mnie pozwać, za przyrównywanie ich do pana osoby” – podsumował.
Łukasz Mejza odpowiada na oskarżenia i atakuje dziennikarzy
W czwartek Łukasz Mejza udzielił obszernego wywiadu portalowi wPolityce.pl, w którym odpiera wszystkie zarzuty. „Artykuł to stek ohydnych insynuacji, próba zrobienia ze mnie potwora, który żeruje na cierpieniu i desperacji chorych” – uważa wiceminister. „Odbieram to jako cenę za przystąpienie do obozu Zjednoczonej Prawicy, ale po ludzku to bardzo bolesne” – ubolewa. Mejza przekonuje, że „przyświecała mu chęć pomocy osobom, które znikąd nie widzą ratunku”.
„Firma w rzeczywistości nigdy nie rozpoczęła działalności. Ani ja, ani spółka nie zarobiliśmy nawet złotówki. W związku z założeniem tej firmy poniosłem jedynie koszty, które ostatecznie potraktowałem jako własne straty” – broni się polityk. Mejza twierdzi, że nie namawiał nikogo do skorzystania z oferowanej metody leczenia i nie rozmawiał z kobietą, której historię opisała Wirtualna Polska.
„Oczywiście, że rozmawiałem z osobami doświadczonymi przez ciężkie choroby. Chciałem poznać ich potrzeby, zrozumieć sytuację, bo przecież spółka miała pomagać ludziom właśnie poprzez organizację wyjazdów” – przyznaje jednak Mezja. Ale jak twierdzi, z biznesu wycofał się, gdy powziął „wątpliwości natury medycznej i etycznej”.
Czytaj też:
Łukasz Mejza zostanie zdymisjonowany? W tle głośna publikacja