Otwock. Niepozorne miasteczko pod Warszawą. No, może nie do końca takie niepozorne, bo w zarządzie dróg musi tam siedzieć jakiś wizjoner. Drogi dla rowerów kończą się tam przed każdym przejściem dla pieszych i za każdym przejściem zaczynają na nowo. Dzięki czemu poprawna jazda rowerem po drodze dla rowerów w Otwocku wygląda jak odbywanie stażu w Ministerstwie Głupich Kroków Monty Pythona.
Jednak rozbite na latarni auto za 1,6 mln zł z małą mieściną w Polsce nijak się kojarzy. A jednak.
W weekend 18-letni i podobno dobrze zapowiadający się zawodnik motorsportu nie opanował 720-konnego potwora. Autem należącym do firmy ojca wbił się w słup. Można powiedzieć – na szczęście – bo za słupem była akurat droga dla rowerów i chodnik.
Ta historia mogłaby być tylko pewną ciekawostką – i tak odnotowały ją światowe serwisy: oto młodzian zniszczył bardzo drogi samochód. Kryje się za tym jednak dużo więcej. I przypadkowo akurat mogę o tym opowiedzieć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.