Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Boję się tej rozmowy.
Andrzej Stasiuk: Dlaczego?
Usłyszałam, że zjada pan dziennikarki na śniadanie.
Mam opinię strasznego chama. Cieszę się, że ludzie trzymają się na dystans. Trzeba się jakoś bronić przed tym napierającym światem, mieć jakiś pancerz, inaczej człowieka zjedzą. Te dziennikarki właśnie. Ale wolę dziennikarki. Faceci są jednak straszniejsi. Testosteron im nie spada nawet na starość.
Czyli ta opinia pana nie uwiera?
Absolutnie nie. Sam na nią pracowałem.
Po co panu muzyka?
Wnosi radość do mojego życia. Jest siłą, energią, właśnie to z niej czerpię. Przy tej płycie akurat nie bardzo mogę skakać po estradzie, ale gdy nagrałem płytę z ukraińskim zespołem Haydamaky, z żywiołem totalnym, wyskakałem się jak Iggy Pop.
To jest dla mnie najwspanialsze, że mogę zawiesić się na tym basie, na bębnach i czuć, jak dźwięki przenikają moje ciało, brzuch, najważniejsze organy. Czuć, jak to żyje i pulsuje we mnie.
Poza tym pisarstwo odbywa się w samotności. Człowiek siedzi w pustym pokoju, klepie w klawiaturę, a tu jest zespół, całość.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.