Jacek Jaworek, którego poszukuje policja w całej Europie, mógł uzyskać pomoc przy ucieczce przed organami ścigania. Dziennikarze Onetu próbowali dowiedzieć się, dlaczego w tej głośnej sprawie wciąż nie ma żadnych nowych tropów. Pytali też o odwołanie policyjnego radiowozu sprzed domu Jaworków. Rozmówca portalu wyjaśniał, że początkowo podejrzewano, iż zabójca może wrócić w rodzinne strony. Ostatecznie jednak z tego zrezygnowano i tylko co pewien czas w okolicę wysyłane są patrole.
– Myślę, że Jaworek żyje. Wszystko na to wskazuje, że ktoś mu pomógł – wskazywały na to ślady kół, urwane tropy psów. To mogła być osoba, która blisko mieszka. Niestety to teren wiejski i leśny, nie ma kamer, monitoringu. Jaworek zapadł się pod ziemię – mówił w rozmowie z Onetem policjant orientujący się w tej sprawie.
Nadzorująca śledztwo Prokuratura Okręgowa w Częstochowie nie wie obecnie nawet, czy Jacek Jaworek ukrywa się w kraju, czy za granicą. Nie wiadomo też, kto wysłał do poszukiwanego paczę z Francji. – Przypuszczamy, że jakaś osoba zwróciła się do tej firmy o to, żeby takie dane zostały taką przesyłką przesłane. Wysłanie tradycyjnego listu nie jest typowym zleceniem dla firmy internetowej – tłumaczył Tomasz Ozimek, rzecznik prokuratury.
Jacek Jaworek i potrójne morderstwo w Borowcach
Do potrójnego zabójstwa w Borowcach doszło 10 lipca tego roku. W nocy z 9 na 10- lipca Jacek Jaworek wracał do znajdującego się w tej miejscowości domu brata, u którego mieszkał po powrocie z zagranicy. 52-letni mężczyzna rozstał się z żoną, a podczas pandemii nie mógł pracować poza Polską. Spędził też dwa miesiące w więzieniu za niepłacenie alimentów na dwójkę dzieci. W Borowcach dzielił dom z 44-letnim Januszem, jego żoną Justyną (również 44 lata), 17-letnim Jakubem i 13-letnim Giannim, który urodził się we Włoszech, a tamtejsi urzędnicy nie chcieli przyjąć imienia Jan.
W noc przed morderstwem Jacek Jaworek spotkał się z kuzynem Tomaszem. Miał mówić mu o poczuciu osaczenia, sprawach sądowych, zajęciu działki przez komornika i o tym, że ogólnie „ma dość”. Tomasz zapewnia, że 52-latek nie miał wówczas przy sobie broni, był zbyt lekko ubrany, by zdołał ją ukryć.
Dwa zgłoszenia w noc morderstwa
Zgłoszenie na policję dotarło 46 minut po północy. Dzwoniła kobieta, która zdołała jedynie podać swoje nazwisko. 9 minut później nadeszło kolejne zgłoszenie. Wynikało z niego, że syn telefonującej wcześniej kobiety przebiegł do sąsiadów i to za jego sprawą udało się zawiadomić policję. Był to 13-letni Gianni, który jako jedyny przeżył masakrę.
Patrol policji z Koniecpola był przed domem Jaworków kwadrans od pierwszego zgłoszenia. Funkcjonariusze wezwali straż pożarną ze względu na zamknięte drzwi. W budynku natrafili na ciała trzech osób. Później ustalono, że zginęły one od 10 strzałów: 8 kul trafiło 44-letniego Janusza, pozostałe osoby zginęły od pojedynczych pocisków.
Czytaj też:
Nowe alerty RCB. Przed czym będą ostrzegać?