6 stycznia to w kościele katolickim dzień Objawienia Pańskiego, w Polsce tradycyjnie nazywany Świętem Trzech Króli. Zgodnie z przyjętą tradycją tego dnia święci się w kościołach kredę oraz kadzidło. Po mszy świętej okadza się mieszkanie, ponieważ zgodnie z wierzeniami w ten sposób można się uchronić od nieszczęść.
W święto Trzech Króli piszesz na drzwiach „K+M+B”? Popełniasz błąd
Z kolei kredy używa się do znaczenia drzwi domów lub mieszkań. Na większości z nich znajdziemy formę „K+M+B oraz datę”. Jest to nawiązanie do imion trzech mędrców, którzy przybyli ze Wschodu - Kacpra, Melchiora oraz Baltazara.
Forma „K+M+B” jest jednak błędnym rozumieniem znacznie starszego skrótu „C+M+B” pochodzącego od „Christus Mansionem Benedicat”, co oznacza „Niech Chrystus błogosławi ten dom”. Tak więc na drzwiach naszych mieszkań powinien widnieć napis „C+M+B”.
„K+M+B 2021” - co oznacza?
Jak się jednak okazuje, niektórym skrót „K+M+B” wyraźnie kojarzy się z polityką. Marcin Matczak w swoim świątecznym felietonie opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” stwierdził, że „w tym roku koślawy napis kredą na polskich drzwiach znaczy: Kowalski + Mejza + Bortniczuk”.
Prawnik ocenił, że „gdyby niby-chrześcijańska Polska poszła przed świętami do spowiedzi, za pokutę powinna przeczytać trzy powieści José Saramago”. Nawiązał m.in. do książki „Miasto ślepców”, w której mieszkańcy pewnego miasta zapadają nagle na ślepotę, która jest zaraźliwa. W opinii Marcina Matczaka „może ona symbolizować m.in. dezorientację w świecie lub obojętność i małostkowość”.
„W czasach ślepoty powstała nowa religia: bałwochwalstwo niby-bóstw o zasłoniętych bądź zamalowanych oczach (...) do wyznawców tej religii przyjdzie po kolędzie arcybiskup o wąskich wargach. Nie odmówi modlitwy Saramago, pochwali za to ślepotę i ogłosi, że nad niby-chrześcijańską Polską trzeba czuwać, bo jest zagrożona, a za chwilę może nie być polska” - stwierdził prawnik.
Matczak o Mejzie i Kowalskim
„On wie, że w tym roku koślawy napis kredą na zamkniętych szczelnie polskich drzwiach znaczy: Kowalski + Mejza + Bortniczuk” - dodał.
W dalszej części felietonu Marcin Matczak rozwinął swoją myśl określając wspomnianych wyżej polityków mianem „trzech antykrólów”. „Pierwszy mówi, że sprawa przyjęcia uchodźców jest tak samo ważna jak to, czy papier toaletowy ma wisieć po lewej, czy prawej stronie toalety. Drugi przynosi pudełko z gorzkim darem. Nie ma wprawdzie w środku obiecanej mirry, ale za to wyskakuje z niego drwiący z choroby arlekin. Trzeci uważa, że ludzie, którzy na naszej granicy potrzebują pomocy, to „pewna forma próby" i że jeśli sobie z nią nie poradzimy, czeka nas kryzys” - podsumował wykładowca UW.
Czytaj też:
Łukasz Mejza podaje się do dymisji. „Odchodzę na swoich warunkach, z podniesionym czołem”