O dwóch kolejnych osobach inwigilowanych Pegasusem w Polsce poinformowała agencja Associated Press. Amerykańska agencja informowała także jako pierwsza o inwigilacji mecenasa Romana Giertycha, senatora Krzysztofa Brejzy i prokurator Ewy Wrzosek.
Jak podaje AP, Michał Kołodziejczak miał być inwigilowany kilkukrotnie w maju 2019 roku. Lider Agrounii zapowiadał wówczas, że wystartuje w wyborach parlamentarnych, a w czerwcu założył swoją partię. Ostatecznie jego plan się nie powiódł.
Drugą inwigilowaną osobą miał być Tomasz Szwejgiert. Jak podaje Associated Press, od marca do czerwca 2019 roku na jego telefon włamano się aż 21 razy. Szwejgiert pracował wówczas nad książką o Mariuszu Kamińskim.
Kołodziejczak: PiS wykorzystywał Pegasusa do walki z przeciwnikami
„Tak w Polsce rząd PiS walczy z opozycją i innym zdaniem” – napisał Michał Kołodziejczak, powołując się na wpis Johna Scotta-Railtona, eksperta CitizenLab. Później lider Agrounii skomentował sprawę w rozmowie z Onetem. – Pegasus miał służyć do ścigania przestępców, a PiS go wykorzystuje do walki ze swoimi przeciwnikami. Mnie nie mogli legalnie inwigilować, bo nie ma żadnego śledztwa, w którym bym występował. To wojna polityczna – stwierdził.
Dziennikarze zwrócili uwagę Kołodziejczakowi, że z jego wpisu może wynikać, iż wiedział on o inwigilacji. – Miałem podejrzenia, że coś jest nie w porządku, ale jestem zaskoczony. Telefon oddałem do zbadania dla świętego spokoju i nie zakładałem, że PiS śledziło mnie Pegasusem – odparł lider Agrounii. Jak zaznaczył, na razie "nie chce mówić o szczegółach", ale zapewnił, że przedstawi je w najbliższych dniach.
Nieco więcej Kołodziejczak zdradził w TVN24, gdzie przyznał, że ma już cały raport Citizen Lab. – Mam teraz wrażenie, że Kaczyński był ze mną przy stole, w konfesjonale, w kościele, w łóżku, przy łóżku, przy rozmowach i to wtedy, kiedy my faktycznie byliśmy dla niego zagrożeniem, kiedy nie wiedział, co zrobić – powiedział. – Zwykłego rolnika, chłopa, który działa w ruchu społecznym i tworzy go od zera, śledzono co najmniej kilka dni – dodał.
Służby przechwyciły rozmowy Giertycha z Tuskiem?
Wcześniej Roman Giertych potwierdził na antenie TVN24 informacje, które wcześniej podawała „Gazeta Wyborcza”, że w czasie, gdy był inwigilowany Pegasusem, regularnie kontaktował się z Donaldem Tuskiem. – Termin pobierania danych z mojego telefonu łączy się z czasem, kiedy pracowałem dla Donalda Tuska. Chociażby z tego powodu, że obsługuję jego rodzinę nieustannie od 10 lat – mówił Giertych. Jak zaznaczył, przez to również Tusk „na pewno był inwigilowany”. – To wynika z konstrukcji systemu Pegasus. Wszystkie rozmowy, które wówczas prowadziłem, były nagrane – zaznaczył.
Giertych zauważał, że okres, w którym był inwigilowany, pokrywał się z czasem, gdy ważyła się decyzja o starcie Tuska w wyborach prezydenckich. – Pegasus przestał mnie inwigilować w momencie, kiedy PO wybrała panią Kidawę-Błońską – stwierdził. – Sądzę, że PiS spodziewał się, że Donald jednak wystartuje. Dlatego podjął inwigilację mojej osoby. Tak naprawdę inwigilowanie mnie przez Pegasusa to jest wina Tuska – powiedział. Poinformował też, że nagrane musiały zostać jego rozmowy z Grzegorzem Schetyną, który w tamtym czasie proponował mu start w wyborach do Senatu.
– Jestem prawnikiem reprezentującym wiele osób z opozycji, w związku z czym posiadanie dostępu do mojego telefonu to było posiadanie dostępu do tego, co myśli Donald Tusk, Radosław Sikorski, Grzegorz Schetyna, Krzysztof Brejza, Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia. Wiele, wiele osób – wymieniał Giertych.
Czytaj też:
Giertych sugeruje, dlaczego inwigilowano go Pegasusem. „To jest wina Tuska”