Historię Janet Johnson, która padła ofiarą handlu ludźmi, opisał wtorkowy "Dziennik". 26 kwietnia dziewczyna w stanie skrajnego wyczerpania - brudna, poraniona, zakażona wirusem HIV - trafiła do aresztu deportacyjnego na warszawskim Okęciu.
Rachoń powiedział, że dokładnie zostanie zbadany status prawny 22- letniej Nigeryjki oraz czy Johnson rzeczywiście padła ofiarą handlu żywym towarem.
Wyjaśnił, że minister Kaczmarek poprosił o informacje w tej sprawie, aby "móc rozważyć ewentualne dalsze ruchy ministerstwa, tak aby z tej i innych tego typu sytuacji, wyciągnąć konsekwencje".
15 maja Johnson ma być deportowana do Nigerii. Według oficera zajmującego się sprawami nielegalnych imigrantów, na którego powołuje się "Dziennik", w Nigerii Janet Johnson czeka pewna śmierć; po powrocie do ojczyzny dziewczyna zapewne wyląduje na ulicy, jest mało prawdopodobne, że ktoś jej pomoże, bo leczenie takiej osoby jest niezwykle kosztowne.
Janet oraz dwie inne Nigeryjki miały przyjechać na testy do klubu sportowego z Lublina. Kobiety przyleciały do Polski na początku października. Wkrótce Nigeryjka została zatrzymana przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy polsko-niemieckiej. Straż Graniczna zobowiązała ją do opuszczenia kraju. Okazało się jednak, że kobieta nie wyjechała z Polski.
Znikła na kilka miesięcy - jak pisze gazeta, prawdopodobnie trafiła do domu publicznego, gdzie była katowana. 5 marca w Warszawie zatrzymała ją SG. Na miesiąc trafiła do aresztu. Wystąpiła o status uchodźcy, jednak nie było podstaw, by otrzymała azyl, bo sama przyznała, że nie była w Nigerii prześladowana. Na początku kwietnia Janet Johnson wyszła na wolność. Dwa dni później półprzytomną kobietę znalazła warszawska policja i trafiła do ośrodka dla cudzoziemców w Dębaku, skąd pod koniec kwietnia zabrała ją SG. O jej koleżankach słuch zaginął.
pap, ss