Według niego, brak w nowej ustawie zapisu z ustawy lustracyjnej z 1997 r., iż współpracą z tajnymi służbami PRL nie jest współdziałanie pozorne, oznacza, że za agentów można będzie teraz uznawać tych, którzy nie zgodzili się na współpracę lub nie jej podjęli współpracy, choć "coś podpisali". "Co spowodowało takie zaostrzenie i czy to jest zgodne z prawami człowieka?" - pytał Kalisz. "Czy to rozliczenie przeszłości, czy niszczenie ludzi" - dodawał.
Kalisz zwrócił uwagę, że choć preambuła ustawy powołuje się na konstytucyjne prawo obywateli do "informacji o osobach pełniących funkcje publiczne", to danych z akt służb specjalnych PRL nie można traktować jako obiektywnych i prawdziwych informacji. Poseł podkreślił, że do 1983 r. (kiedy uchwalono ustawę o urzędzie MSW), tajne służby PRL zbierały informacje o obywatelach bez żadnej podstawy prawnej. "Dane zbierane nielegalnie nie mogą być podstawą oceny obywatela" - dodał poseł.
Podkreślił, że "nie wiadomo dlaczego", do organów bezpieczeństwa PRL, z którymi tajne związki trzeba ujawniać w oświadczeniach lustracyjnych, nowa ustawa zalicza także Urząd ds. wyznań, cenzurę oraz Akademię Spraw Wewnętrznych. "One nie prowadziły działań operacyjnych" - przypomniał Kalisz. Pytał, czy twórcy, którzy w PRL musieli się kontaktować z cenzurą, świadomie współpracowali z organem bezpieczeństwa.
Zdaniem Kalisza, bezpodstawne jest objęcie lustracją także cudzoziemców, np. członków zarządów spółek giełdowych. "Ujawniając swe związki z tajnymi służbami PRL narażą się oni na odpowiedzialność w swoim kraju" - przekonywał. Dodał, że zapis ustawy, iż w oświadczeniu należy też ujawniać związki z organami bezpieczeństwa "państw obcych" jest niejasny dla składających oświadczenie i jako taki narusza zasadę przyzwoitej legislacji.
ab, pap