„Mamo, my uciekamy, bo na nas bomby zrzucają!” Poruszająca historia salowej ze szpitala w Szczecinie

„Mamo, my uciekamy, bo na nas bomby zrzucają!” Poruszająca historia salowej ze szpitala w Szczecinie

Pani Halina w oczekiwaniu na córkę i wnuczki.
Pani Halina w oczekiwaniu na córkę i wnuczki. Źródło: mat. Szpitala Zdroje
Córka i wnuczki Haliny Yasinskiej są już bezpieczne. Salowa ze szczecińskiego Szpitala Zdroje, opowiada, co przeżyli jej najbliżsi.

Dwie noce w zimnej piwnicy, bez prądu, w ostrzeliwanym przez Rosjan miasteczku na północ od Odessy – tak wyglądała rzeczywistość Natalii i jej trzech córeczek po wybuchu wojny. Kobieta postanowiła uciec do swoich rodziców, do Szczecina. Jej mama, Halina Yasinska pracuje jako salowa w miejscowym Szpitalu Zdroje.

Wyjechali z Ukrainy praktycznie bez żadnych rzeczy

Nasz świat legł w gruzach. Do samego końca nie wierzyliśmy, że coś tak potwornego może się wydarzyć. Od córki docierały dramatyczne wieści, aż w sobotę rano odebraliśmy telefon i usłyszeliśmy „Mamo, my uciekamy, bo na nas bomby zrzucają” – opowiada pani Halina.

Jej zięć odwiózł najbliższych jedynie na dworzec do Lwowa, a sam wrócił do domu walczyć, jak dziś większość ukraińskich mężczyzn. 10-letnia Kasia, 6-letnia Ola i 3-letnia Marysia dopiero po 80 godzinach podróży mogły paść w ramiona ukochanej babci. Nie miały ze sobą praktycznie niczego.

– Gdy podjęli decyzję o ucieczce, powiedziałam córce, żeby wszystko zostawiała, żeby tylko zabrała dokumenty i leki dla dzieci, że tu sobie jakoś poradzimy, że najważniejsze to uciec z tego piekła – opowiada Halina Yasinska. Dziś kobieta i dzieci są już bezpieczne, a z darów udało się skompletować wszystkie potrzebne w nowym miejscu rzeczy. – Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy tu w Polsce tak nam pomagają. Ta największa pomoc, jaką dostajemy, jest właśnie od was. Nie wiem, jak się będziemy mogli za to odwdzięczyć… – mówi pani Halina.

Pomoc dla jednego z ukraińskich szpitali

Szpital Zdroje, w którym pracuje Halina Yasinska, zatrudnia w sumie 60 Ukraińców. To zarówno medycy, jak i personel pomocniczy. Jednocześnie placówka jest w kontakcie z jednym szpitali w ogarniętej wojną Ukrainie. – Jesteśmy w kontakcie z dyrektorem jednego ze szpitali w obwodzie rówieńskim. Otrzymaliśmy informację o dramatycznej sytuacji, jaka tam panuje. Lekarze nie mają jak udzielać pomocy rannym i ciężko chorym pacjentom. Brakuje wszystkiego. Ogromna mobilizacja naszego personelu pielęgniarskiego zaowocowała tym, że zaledwie w ciągu kilku godzin przygotowane zostały dary, które w trybie pilnym wyruszą do potrzebujących. Przekazujemy materiały opatrunkowe, sprzęt jednorazowy, aparaty do przetoczeń, kroplówki, płyny infuzyjne, nici chirurgiczne… – mówi Łukasz Tyszler, dyrektor szpitala. Pracownicy placówki dodatkowo pomagają sprowadzić do Polski dwie lekarki z dziećmi, które są zmuszone opuścić rodzinne domy.

Jak wpierać uchodźców z Ukrainy?

W Szpitalu Zdroje od 10 lat pracuje także pochodząca z Ukrainy psycholog Lilia Pshybylovska. Dziś angażuje się w pomoc i wsparcie uchodźcom i ich bliskim. – Wsparcie i pomoc, które teraz Ukraińcy otrzymują z całego świata, są tak ogromne, że mimo strasznej tragedii, jaka ich spotkała, to może dodać im siły i wytrwałości w tych najtrudniejszych chwilach ich życia. Można powiedzieć, że cały świat – od Australii, przez Azję, Europę po Ameryki – jest teraz Ukrainą. Te poparcie i solidarność staną się źródłem wiary i sił do przetrwania oraz zwycięstwa nad wrogiem – mówi Lilia Pshybylovska.

Od początku agresji Rosji na Ukrainę do Polski dotarło już ponad milion uchodźców.

Czytaj też:
Rozmowa z dziećmi o wojnie. „Płaszczyk ochornny nie może przysłaniać obrazu świata”



Subskrybuj Wprost i wesprzyj dzieci poszkodowane na wojnie w Ukrainie
Pomagam


Źródło: Zdrowie WPROST.pl / mat. Szpitala Zdroje