Dramatyczna sytuacja uchodźców na Torwarze. „Zaraz tam się zrobi epidemia i głodówka”

Dramatyczna sytuacja uchodźców na Torwarze. „Zaraz tam się zrobi epidemia i głodówka”

Tyle było wieczorem jedzenia dla uchodźców...
Tyle było wieczorem jedzenia dla uchodźców... Źródło: Joanna, archiwum prywatne
Nie dostaliśmy nawet złotówki, wszystko pozyskujemy z darów – mówi w rozmowie z „Wprost” Joanna Niewczas, koordynatorka wolontariuszy w punkcie recepcyjnym na Torwarze. To ochotnicy robią na miejscu wszystko: karmią, ubierają, błagają firmy o pomoc, kupują leki z własnych pieniędzy. Sytuacja już jest dramatyczna, a może być jeszcze gorzej.

Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Ilu wolontariuszy pracuje na Torwarze, czym się konkretnie zajmujecie?

Joanna Niewczas: Mamy grupę 200 wolontariuszy, których zgromadziliśmy totalnie oddolnie, ludzie zapisywali się przez Facebook. Staramy się, żeby codziennie było około 20 wolontariuszy, ale mieliśmy już momenty, że było ich pięciu – każdy ma pracę, rodzinę, inne obowiązki. Nie możemy nikogo zmusić, żeby regularnie przychodził. Więc zdarzało się, że naprawdę garstka ludzi koordynowała działania. A to, co my robimy, to tak naprawdę wszystko. Wszystko, oprócz rejestracji uchodźców. To na barkach wolontariuszy spoczywa to, żeby uchodźcy dostali jakikolwiek posiłek, żeby wszystkie osoby, które tu przyjeżdżają miały co zjeść. Nasi ludzie siedzą z telefonami, obdzwaniają knajpy i błagają, żeby ktoś nam coś podarował. Odpowiadamy też za to, żeby na miejscu był zapewniony suchy prowiant, jedzenie dla dzieci, wszystkie kaszki, mleczka, słoiczki, środki higieniczne, chemia – przecież te osoby tam śpią.

Źródło: Wprost