W lutym 2004 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie oskarżyła oboje o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków, w związku z umową między Zakładem Ubezpieczeń Społecznych i Prokomem w sprawie komputeryzacji urzędu. Groziła im za to kara do 3 lat więzienia. Lewicka i Alot nie przyznawali się do zarzuconych im czynów.
Prokuratura domagała się roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata dla Lewickiej oraz 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata dla Alota. Ponadto prokuratura żądała tysiąca zł grzywny dla Lewickiej i 1,5 tys. zł dla Alota. "Decyzję, czy składać apelację podejmiemy po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku" - powiedziała rzeczniczka warszawskiej prokuratury Katarzyna Szeska.
"W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd uznał, że eksperyment gospodarczy, jakiego podjęli się Lewicka z Alotem, był udany i doprowadził do funkcjonowania sprawnie działającego systemu ubezpieczeń społecznych" - powiedział obrońca Lewickiej mec. Jarosław Baniuk. Według niego, sąd nie dopatrzył się w działaniach oskarżonych żadnej szkody.
Jak mówił Baniuk, według sądu działanie prokuratury było nakierowane nie na "zgromadzenie pełnego materiału dowodowego w tej sprawie, ale jak najszybsze zakończenie sprawy i skierowanie aktu oskarżenia". Sąd zarzucił prokuraturze, że nie przeprowadziła oczywistych dowodów, np. nie przesłuchała ówczesnego premiera Jerzego Buzka (dopiero sąd go przesłuchał).
"Oskarżenie opierało się na opinii biegłego oraz ustaleniach kontrolerów NIK, natomiast przed sądem zeznali oni, że ich ocena zmieniła się, ponieważ wcześniej nie mieli pełnego obrazu sprawy" - dodał Baniuk. Podkreślił, że na wniosek obrony sąd przesłuchał m.in. Buzka i b. ministrów pracy - Michała Boniego i Leszka Millera. "Wszyscy oni wystawili jak najlepsze świadectwo minister Lewickiej i nie dopatrywali się negatywnego działania ze strony pana Alota" - oświadczył Baniuk.
Lewicka powiedziała PAP, że wtorkowy wyrok jest dla niej "ulgą, po siedmiu latach bardzo bolesnego procesu dochodzenia do prawdy, która od początku była prosta do rozwikłania". Według niej, wystarczyło odpowiednio wcześniej przesłuchać świadków, m.in. Buzka, jego doradczynię Teresę Kamińską, wicepremiera Longina Komołowskiego - aby wiedzieć, że rząd był na bieżąco informowany o wszystkich zagrożeniach związanych z wprowadzeniem reformy. "Niestety nie zrobiła tego prokuratura, a dopiero sąd" - mówiła Lewicka.
"Mnie to kosztowało wiele lat nerwowego życia, odebrało mi moje dobre imię i pozbawiło możliwości sprawowania wielu społecznie pożytecznych funkcji, z których musiałam się wyłączyć" - oceniła. "Sąd uznał, że zarzut, iż oboje nie informowaliśmy rządu o zagrożeniach, był bezpodstawny" - dodała Lewicka.
Podkreśliła, że Alot miał także zarzut, iż dopuścił bez upoważnienia dwie osoby do renegocjowania umowy. "Tymczasem w aktach sprawy było takie upoważnienie, więc sąd uznał, że zarzut był bezpodstawny" - zaznaczyła. Dodała, że jeżeli prokuratura odwoła się od wyroku, spodziewa się odrzucenia apelacji.
PAP nie udało się skontaktować z Alotem. Był on oskarżony o to, że gdy był prezesem ZUS, wbrew regulaminom Zakładu i bez stosownych upoważnień, dopuścił Stanisława Z. i Jana P., występujących jako "doradcy prawni ZUS", do renegocjowania umowy pomiędzy ZUS a Prokom Software. Efektem tego był protokół dodatkowy i aneks do umowy, który miał narazić budżet na znaczne straty.
Lewicką prokuratura oskarżyła o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków pełnomocnika rządu, ponieważ miała nieinformować rządu o zagrożeniach w realizacji reformy systemu, wynikających m.in. z opóźnień procesu legislacyjnego oraz zakupów sprzętu informatycznego i oprogramowania. Według prokuratury, nie podjęła też działań zmierzających do określenia realnego terminu wdrożenia reformy, nie żądała opinii o kosztach i ryzyku wynikającym z wprowadzonych aneksem do umowy nowych rozwiązań informatycznych. Lewicka powinna była także żądać przedstawienia planów awaryjnych na wypadek opóźnień.
Lewicka w złożonych w śledztwie wyjaśnieniach mówiła, że jej działalność nie wyrządziła szkody, ona zaś w ramach nadzoru nad ZUS badała jedynie zgodność z prawem podejmowanych decyzji. Nie miała natomiast wpływu na zawierane przez ZUS umowy. Alot odmówił składania wyjaśnień w śledztwie.
ZUS miał być skomputeryzowany, aby każdy ubezpieczony miał własne konto, na które miały wpływać płacone przez niego składki ubezpieczeniowe. Operacja zaczęła się jeszcze w 1997 r., gdy ówczesna szefowa ZUS Anna Bańkowska (SLD, obecnie SdPl) podpisała z Prokomem umowę na komputeryzację Zakładu. Umowa ta uległa jednak za czasów Alota zasadniczym przekształceniom. ZUS-owskie konta komputerowe utworzono w styczniu 1999 r., jednak dopiero od 2003 r. składki wpływają regularnie na konta ubezpieczonych.ab, pap