Wprost: Czy zaczynając pracę w agencji wyobrażał pan sobie, że będzie zaangażowany w organizację pomocy dla kraju ogarniętego wojną?
Michał Kuczmierowski: Wielu rzeczy sobie nie wyobrażałem, kiedy zaczynałem tutaj pracę, chociaż skoczyłem na szalejącego rumaka – objąłem agencję miesiąc po wybuchu pandemii, zatem wiedziałem, że spokojnie to raczej nie będzie.
I co było trudniejsze? Ogarnięcie szczepionek, maseczek, respiratorów, czy pomocy dla Ukrainy?
Najbardziej wymagający był czas covidu, ponieważ trafiłem do agencji, która od kilkunastu lat zajmowała się rezerwami, ale nie były one używane na szeroką skalę. W związku z tym procedury i mechanizmy zakupowe albo nie istniały, albo były realizowane wręcz po amatorsku. Musiałem to szybko zmienić. Postawiłem na profesjonalistów i zawodowców, którzy zjedli zęby na logistyce farmaceutycznej i działaniach kryzysowych. Dlatego wiele rzeczy się udało, m.in. dzięki zaufaniu i wsparciu nadzorującego nas KPRM.
Pana obecna działalność stoi w sprzeczności z nazwą agencji. Agencja ma tworzyć rezerwy strategiczne, a pan głównie coś wywozi z kraju.
Rzeczywiście agencja ma za zadanie tworzenie i utrzymywanie rezerw, ale również ich udostępnianie. Muszą być do dyspozycji kiedy tylko potrzeba. Epidemia covid pokazała, że w sytuacjach kryzysowych najważniejsza jest sprawność działania, elastyczność, ale też zabezpieczanie wszystkich etapów - w tym logistyki. Bo nawet jak się ma bardzo dużo zasobów, ale nie ma się ich czym dowieźć do potrzebujących, to te zasoby są nieprzydatne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.