Opiekun jest podejrzany o zabójstwo dziewczynki, rodzice - o narażenie życia dziecka na niebezpieczeństwo.
Z dotychczasowych ustaleń prokuratury wynika, że zgon niemowlęcia nastąpił w sobotę między godz. 15 a 16. Dziewczynką opiekował się wówczas 54-letni Jerzy O., który - jak się później okazało - miał w organizmie ponad 3 promile alkoholu. Rodzice powierzyli mu dziecko na czas zakupów, które robili w innej wsi, oddalonej o 2-3 km od Jeziorek.
Śledczym nie udało się na razie dokładnie ustalić, jak długo ich nie było. Wiadomo, że z zakupów wrócili pijani - 34-letnia matka Urszula S. miała w organizmie 1,5 promila, 32-letni ojciec Tadeusz D. - ponad 3 promile. W chwili ich powrotu niemowlę było już martwe.
Sąsiedzi, którzy wezwali policję do oddalonych o 30 km od Słupska Jeziorek, twierdzą, że w czasie nieobecności rodziców dziecko bardzo głośno płakało.
Z wstępnych ustaleń biegłych z Akademii Medycznej w Gdańsku, gdzie w poniedziałek odbyła się sekcja zwłok dziewczynki, wynika, że bezpośrednią przyczyną zgonu dziecka był krwiak przymózgowy z rozległym stłuczeniem kości sklepienia i podstawy czaszki.
Jak powiedziała w poniedziałek PAP prokurator rejonowa w Słupsku Maria Pawłyna, biegli wykluczyli, by obrażenia te powstały na skutek wypadnięcia dziecka z łóżeczka. "Najprawdopodobniej są one efektem uderzania głową dziewczynki o płaską twardą powierzchnię, jak podłoga lub ściana" - dodała Pawłyna.
Dziewczynka miała też złamaną kość lewej ręki oraz jedno lewe żebro. Zdaniem biegłych z Gdańska, obrażenia te to efekt silnego uderzenia pięścią.
Według prokuratury, za powstanie tych obrażeń odpowiada Jerzy O., któremu postawiono zagrożony karą dożywocia zarzut zabójstwa.
Mężczyzna - jak poinformowała PAP Pawłyna - nie przyznał się w czasie przesłuchania do zarzutu. "Zeznał, iż w pewnym momencie +urwał mu się film+, a z opieki nad dzieckiem pamięta tylko tyle, że podnosił je z podłogi" - dodała prokurator.
Również rodzice zmarłej dziewczynki nie przyznali się do zarzutu narażenia życia dziecka na niebezpieczeństwo, za co grozi do 5 lat więzienia.
"Ich zdaniem nie zrobili nic złego zostawiając niemowlę pod opieką 54-letniego nietrzeźwego przyjaciela rodziny. Matka niemowlęcia pytana, dlaczego zdecydowała się wyjść z domu wiedząc, że ten mężczyzna pił alkohol, wyjaśniła, że nie uznała go za pijanego" - powiedziała Pawłynapap, ss, ab