Grupa Granica poinformowała 12 kwietnia, że od dwóch dni pod polską granicą po stronie białoruskiej leży nieprzytomny 16-latek z Jemenu. Według lekarzy, na których powołali się aktywiści, chłopak potrzebował natychmiastowej wizyty w szpitalu, ale białoruskie służby odmawiały mu pomocy. Z kolei Polska nie chciała go wpuścić na swoje terytorium.
Sytuacja przy granicy polsko-białoruskiej. Aktywiści przeciwko Straży Granicznej
W odpowiedzi na te informacje Straż Graniczna zarzuciła Grupie Granica „publikowanie niesprawdzonych i niepotwierdzonych informacji”. SG zaznaczyła, że była wówczas zaangażowana w działania i na jej prośbę oraz interwencję pomocy grupie cudzoziemców udzieliły białoruskie służby graniczne. Nastolatek miał jej jednak nie potrzebować. Aktywiści zaprzeczyli, zwracając uwagę, że problem istnieje, a pomoc została udzielona innej grupie migrantów.
Sprawa wciąż jest żywa. W czwartek Grupa Granica w dalszym ciągu alarmowała o konieczności udzielenia pomocy 16-latkowi. „Jego braciom udało się zorganizować transport chłopca do Mińska, tam poszukiwane są możliwości zapewnienia mu pomocy medycznej” – zaznaczono.
Granica polsko-białoruska. Spór o Jemeńczyka
W piątek do sytuacji ponownie odniosła się SG. Podano, że obywatel Jemenu ponownie pojawił się po białoruskiej stronie granicy z innymi cudzoziemcami. Straż Graniczna podkreśliła, że 16-latek przyszedł o własnych siłach, po czym oddalił się w głąb Białorusi. Zamieszczono również nagranie.
„Chory 16-latek nadal przebywa w Mińsku, o czym poinformował nas jego brat. Mimo wielkiego zainteresowania sprawą nie otrzymał żadnej pomocy. Tymczasem Straż Graniczna zajmuje się publikowaniem filmików z wyczerpanymi z odwodnienia ludźmi, biernie obserwując ich cierpienie” – odpowiedzieli aktywiści.
Czytaj też:
Niespokojnie przy granicy polsko-białoruskiej. Aktywiści o braku pomocy dla 16-latka