Pomysł scalenia dwóch ministerstw ma niemal tyle samo zwolenników co przeciwników. Pogląd na tę sprawę podzielił też PiS.
Realizacja pomysłu scalenia resortów oznaczać będzie dymisję ministra gospodarki Piotra Woźniaka. "To nie jest mój pomysł" - powiedział gazecie wczoraj w Sejmie. Dodał, że odnosi się do niego krytycznie. "To nie będzie dwa, a trzy razy więcej roboty w jednym resorcie" - uważa. "Kto się tego podejmie?" - pyta.
Taką osobą według ustaleń gazety ma być obecny wiceszef Kancelarii Prezydenta Robert Draba. "Gdyby doszło do połączenia resortów, zostałby rzucony na głęboką wodę, ale byłby też, obok Zyty Gilowskiej, jedynym ministrem gospodarczym" - twierdzi dobrze poinformowany poseł PiS, który słyszał o tych planach.
Draba ma 37 lat, a za sobą m.in. pracę w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Izbie Przemysłowo-Handlowej Inwestorów Zagranicznych. Od 2003 r. pracuje u boku Lecha Kaczyńskiego - najpierw w stolicy, gdzie był wiceprezydentem, teraz w Kancelarii Prezydenta. Był wymieniany jako jeden z kandydatów na prezesa Polkomtelu.
"Dziennikowi" nie udało się z nim porozmawiać. Znów jest w delegacji w jednym z krajów azjatyckich. Pomysł powstania gospodarczego superresortu forsują szef gabinetu premiera Adam Lipiński i doradcy ekonomiczni szefa rządu. Według rozmówców gazety premier dał się już przekonać.
Połączenie resortów ma być sposobem na zakończenie ciągłych sporów kompetencyjnych między dwoma ministrami. "To duża operacja logistyczna, ale w konsekwencji duże zyski" - przekonuje jeden ze zwolenników pomysłu. Wiadomo jednak, że ministra Piotra Woźniaka i odrębności jego resortu broni poseł PiS Maks Kraczkowski, szef sejmowej komisji gospodarki. Więcej na ten temat w "Dzienniku".
pap, ss