Krystyna Romanowska: Nawet osoby nastawione bardzo antyrosyjsko, były jednoznaczne w ocenie incydentu. Na cmentarzu żołnierzy radzieckich 9 maja: „źle się stało”, „nie powinno do tego dojść”, „ambasador jest nietykalny”.
Paweł Droździak: Ten pan nie jest oczywiście żadnym ambasadorem, ponieważ w Rosji nie ma żadnego legalnego rządu. Podtrzymujemy mistyfikację istnienia jakiejś ambasady i ambasadora, ponieważ to pozwala nam nie bać się czystej realności zbrodni, jaka dzieje się na naszych oczach. Im bardziej tą zbrodnią jesteśmy przerażeni, tym bardziej przykrywamy ją zaklęciami o ambasadorach, ich prawach i regułach fair play, licząc na to, że ta podniosłość i zadęcie nas jakoś ocali.
Nie ocali?
Tu nawet nie chodzi o realną zemstę. Bardziej boimy się pęknięcia systemu symbolicznego, w którym żyje Putin i jego ekipa. „Zakrwawiona”, straszna twarz rosyjskiego urzędnika, poraziła wszystkich swoją dosłownością. Reakcją na dosłowność była panika i przykrywanie jej przez niechęć. Niech oni to zabiorą od nas jak najdalej! Ambasador! Święta ambasada! Strach jest jak Nowiczok (ros. nowicjusz, określenie na nielegalne rosyjskie trucizny – red). Trudno się pogodzić, że to to, ale to to i to jest naprawdę proste.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.