Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Miło było zobaczyć pana trenera w dobrej formie na Gali Ekstraklasy, kiedy został pan przyjęty do Galerii Legend Ekstraklasy. To wyróżnienie to chyba najbardziej za okres pana pracy w Widzewie Łódź i Wiśle Kraków, prawda?
Franciszek Smuda: Na pewno z tymi dwoma klubami kojarzę się kibicom najmocniej, bo tam miałem największe sukcesy, zdobywałem mistrzostwa, grałem w europejskich pucharach. Ale myślę, że dobrą robotę zrobiłem też w innych klubach, z którymi nie sięgałem po tytuł mistrzowski. Na przykład w Zagłębiu Lubin, gdy odchodziłem z klubu, zostawiłem następcy gotową drużynę, która w następnym roku (2007) sięgnęła po mistrzostwo Polski.
To samo było w Legii. W Warszawie też stworzyłem podwaliny pod zespół, który wywalczył tytuł w 2002 roku z trenerem Dragomirem Okuką. No a w Lechu, gdy przychodziłem do klubu, to postawiono mi zadanie, żebym w trzy lata zbudował drużynę na europejskiej puchary. A my w tych pucharach to graliśmy od razu, już po pierwszym roku mojej pracy w Poznaniu. Przygodę z „Kolejorzem” zakończyłem zdobyciem Pucharu Polski, ale na Bułgarskiej też zostawiłem drużynę, która w następnym sezonie (2009/10) sięgnęła po mistrzostwo. Chyba moi następcy nie mają prawa na mnie narzekać, prawda? (śmiech).