Wychodzenie z kryzysu i podnoszenie się z kolan są w sporcie sztuką najtrudniejszą. Dlatego przed starciem z Holandią były obawy, że trauma z Brukseli może zostać w głowach polskich piłkarzy i w Rotterdamie znów przeżyjemy srogie rozczarowanie. Niepokój był tym większy, że na Holendrów selekcjoner przygotował aż osiem zmian w składzie i wiadomo było, że zagramy bez Roberta Lewandowskiego. Nieubłaganie nadchodzi ten moment, że trzeba będzie przestać się wozić jedynie na jego plecach. I to też należało przetestować.
Czy istnieje życie bez Lewandowskiego?
Tym bardziej, że w ataku mamy urodzaj jak nigdy. Arkadiusz Milik, Adam Buksa, Karol Świderski i Krzysztof Piątek to napastnicy z wysokiej półki i należy dawać im szansę.
W Rotterdamie zagrał ostatni z nich i choć gola nie strzelił, to nie zawiódł. Był ważną postacią w planie taktycznym selekcjonera. Jako ten najbardziej wysunięty zawodnik miał jak najdłużej utrzymywać się przy piłce i pomagać wyprowadzać kontrataki. Przy drugim golu dla Polaków „Pio” zrobił to znakomicie. Zagrał do Przemysława Frankowskiego, a ten w pełnym biegu zdobył kawał przestrzeni boiska po prawej stronie i podał piłkę – już na pustą bramkę – do Piotra Zielińskiego. Może jednak istnieje życie bez Lewandowskiego.