Lider PO postanowił wykorzystać tragedię Ukrainy do krajowej politycznej naparzanki. A powinien przecież wiedzieć, że samym tylko poparciem jej kandydatury do UE nie zatrzyma się rosyjskiej ofensywy. Szczególnie, gdy sytuacja na froncie robi się coraz trudniejsza.
Jeśli wierzyć byłemu premierowi RP i byłemu szefowi Rady Europejskiej, w Kijowie miało miejsce wielkie wydarzenie z udziałem Emmanuela Marcona, Olafa Scholza i Mario Draghi'ego a Polski tam nie było. Donald Tusk musi chyba bardzo tęsknić za beztroskim życiem w brukselskiej bańce, skoro uważa, że obiecywanie walczącej o przetrwanie Ukrainie perspektywy przyjęcia kiedyś do UE to przełom, który może zmienić losy wojny.
Można by o nim mówić, gdyby np. Niemcy wykorzystali wizytę w Kijowie do spełnienia 100 procent swoich obietnic, dotyczących pomocy wojskowej dla Ukrainy. Na razie zrealizowali tylko 35 procent, mając jednocześnie pełną świadomość, jak niebezpieczna robi się dla Ukrainy sytuacja na froncie.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.