Minister tłumaczył, że to nie on zaproponował usunięcie Dostojewskiego z listy lektur, bo stało się to o wiele wcześniej. Zarzucił też "Gazecie Wyborczej" rozpowszechnianie informacji, że Fiodor Dostojewski "wypadł" z listy lektur właśnie za sprawą Giertycha. Publikacja "GW" spowodowała, zdaniem wicepremiera, publiczne komentarze wielu osób, które zostały wprowadzone w błąd.
"Do tej informacji ("Gazety Wyborczej" - PAP) nawiązywali: minister kultury Kazimierz Ujazdowski, były marszałek Sejmu Marek Jurek, premier Jarosław Kaczyński i wiele innych osób, obrońców Fiodora Dostojewskiego w kanonie lektur szkolnych" - powiedział Giertych.
On sam, jak zaznaczył, również należy do zwolenników Dostojewskiego i życzyłby sobie, żeby chociaż fragmenty "Zbrodni i kary" znalazły się w kanonie lektur.
Dziennikarze pytali ministra, dlaczego opublikowany na internetowych stronach MEN tekst projektu rozporządzenia, zawierający propozycję nowej listy lektur został zmieniony, a informacja, że zmiana została dokonana nie pojawiła się na witrynie. Chodzi o dopisanie dwóch pozycji do spisu lektur dla szkół ponadgimnazjalnych. W obecnie dostępnej w internecie wersji znajdują się: "Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego oraz "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego, których nie było na liście opublikowanej w ubiegłym tygodniu.
"Jedno to jest projekt rozporządzenia, który poszedł do uzgodnień międzyresortowych i który jest u właściwych ministrów i w związkach zawodowych. A czym innym są strony internetowe Ministerstwa Edukacji Narodowej, na których będą się pojawiały te lektury, które (...) w trakcie dyskusji zostały uznane za godne umieszczenia w spisie lektur" - tłumaczył wicepremier.
Dodał, że być może potrzebna jest notatka wyjaśniająca, że w opublikowanym w internecie tekście projektu na bieżąco dokonywane są zmiany.
ab, pap