Według Jarosława Kaczyńskiego, pieniądze te powinny zostać przeznaczone na kontrakty podpisywane przez NFZ ze szpitalami. Dodał, że rząd "nie będzie podejmował działań, które zniszczą i finanse publiczne, i służbę zdrowia, i naszą szansę na szybki rozwój".
"Zapowiadam, gotów jestem stracić władzę, ale takich rzeczy nie zrobię, nie będę działał przeciwko interesowi kraju (...). Nie będę marnował tej szansy, nikt mnie do tego nie zmusi, nawet nie wiem jakie strajki, nie wiem jakie demonstracje" - powiedział premier.
W siedzibie Ministerstwa Zdrowia odbyło się we wtorek spotkanie kierownictwa resortu ze związkami zawodowymi. Ustalono, że w ankietach do dyrektorów Zakładów Opieki Zdrowotnej (ZOZ) znajdą się pytania o liczbę zatrudnionych oraz wysokość ich zarobków. Oddzielnie ma zostać policzone, ile wynosi pensja zasadnicza, a ile dodatki czy dyżury. Ankiety mają zostać w środę przesłane do dyrektorów placówek ochrony zdrowia. Na ich podstawie rząd oszacuje, ile kosztowałyby państwo ewentualne podwyżki.
Pomysł wysyłania do szpitali ankiet powstał podczas zakończonego w nocy z poniedziałku na wtorek spotkania związków z wicepremierem Przemysławem Gosiewskim. "Padły różne oceny jeśli chodzi o skutki finansowe potencjalnych podwyżek. Rząd ocenia skutki podwyżek na około 15 mld zł, natomiast strona społeczna na poziomie około 4 mld zł" - wyjaśnił Gosiewski.
Rano w radiowych "Sygnałach Dnia" premier powiedział, że ewentualne referendum w sprawie służby zdrowia to "wstępny pomysł". W weekend o takiej możliwości mówił marszałek Sejmu Ludwik Dorn. Według niego, protestującym lekarzom związanym z OZZL, w gruncie rzeczy nie chodzi o podwyżki, ale o "wymuszenie komercjalizacji i prywatyzacji służby zdrowia".
Premier nie wykluczył referendum, ale - jak powiedział - "to nie jest referendum w sprawie prywatyzacji, to jest przede wszystkim referendum w sprawie opłat". "Chodzi o to czy ludzie gotowi są płacić za powszechnie dostępne usługi lekarskie" - powiedział. Według niego bowiem, postulat przedstawiony przez OZZL to jest w gruncie rzeczy "postulat sięgnięcia do kieszeni zwykłych obywateli".
Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia kardynał Javier Lozano Berragan, który przebywa w Polsce, doradził dialog protestującym lekarzom i stronie rządowej. Podkreślił, że każdy ma prawo protestować, są jednak pewne granice, których przekroczyć nie wolno. Dodał, że nie wyobraża sobie sytuacji, w której lekarz może odmówić przyjęcia pacjenta. "Owszem, medycy mają prawo domagać się większego szacunku, wynagrodzenia, ale nie za cenę zostawienia człowieka chorego" - powiedział.
W kolejnym dniu strajku, na Podkarpaciu ok. 140 lekarzy ze szpitali w Mielcu i Tarnobrzegu złożyło wypowiedzenia z pracy. W Łódzkiem Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zdecydował o rozpoczęciu protestu 11 czerwca. Ma do niego przystąpić 46 placówek. W sumie w strajku bierze udział ponad 200 placówek ochrony zdrowia.
pap, ss