Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Ucieszyła pana wiadomość o możliwej podwyżce dla posłów od przyszłego roku?
Władysław Teofil Bartoszewski: Nie powinno się wypowiadać we własnej sprawie. Posłowie i senatorowie, tak jak samorządowcy, powinni być godziwie wynagradzani, by nie musieli pracować na boku w spółkach skarbu państwa.
Czyli popiera pan pomysł, ale – jak mawiał klasyk, czyli Jarosław Gowin – się nie cieszy?
Powinno się uchwalać pensje nie dla siebie, ale swoich następców w przyszłej kadencji. Wtedy sytuacja byłaby czysta.
Wciąż nie odpowiedział pan na pytanie.
Bo takie dyskusje toczą się w wielu parlamentach, a kończy się na tym, jak np. w parlamencie brytyjskim. Awantura o wzrost płac doprowadziła do tego, że nikt podwyżki nie dostał przez lata. Trzeba było być naprawdę bogatym, by móc sobie pozwolić na zasiadanie w tamtejszym parlamencie.
A więc jednak popiera pan podwyżki.
To sprawa kontrowersyjna. Były czasy, że pensje wiceministrów były tak niskie, że nikt nie chciał brać na siebie odpowiedzialności, nie tylko politycznej, ale potencjalnie również karnej, by pracować za głodową pensję. Doszło do absurdu: dyrektorzy w spółkach skarbu państwa, nie wspominając o prezesach, zarabiali więcej niż podsekretarze stanu, którzy ich kontrolowali. Ale to nie jest temat do rozważań na rok przed wyborami.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.