Wiktor Krajewski, „Wprost”: Jesteś wnuczką Powstańca, porucznika Tadeusza Przytulskiego, który w Powstaniu działał w pułku „Baszta”. W waszym domu dużo mówiło się o wydarzeniach z sierpnia 1944 r.?
Marta Byczkowska-Nowak: Powstanie było absolutnie najważniejszym zjawiskiem narracji pamięci, w której dorastałam i pomimo tego, że dziadek, jak wielu żołnierzy, nie dzielił się z nami wieloma szczegółami, było dla mnie jasne, że to jest wielka sprawa. Do opowieści wracał rzadko, ale wracał – choć oczy mu się szkliły – do końca życia. Najważniejsze były książki. W domu była każda publikacja o Powstaniu, zwykle w kilku egzemplarzach, co było stałym powodem kłótni z babcią.
Dziadek spędzał z tymi książkami wiele czasu, zakreślał ołówkiem, notował. Dziś te notatki i podkreślenia prowadzą mnie przez jego szlak bojowy, o którym mi nigdy nie opowiedział. Pseudonim „Wilk” – zawsze, gdy to wymawiał, podnosił wysoko głowę i gwałtownie się prostował, nawet wtedy, gdy był już mocno przygarbiony.
W dzieciństwie byłam przekonana, że każdy dziadek walczył w Powstaniu i że wszyscy Polacy myślą o nim tak jak ja. Potem, gdy okazało się, że nie tylko wielu ludzi ocenia je inaczej, ale wręcz wielu moich znajomych w ogóle wie o nim bardzo mało, byłam w szoku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.