Służył w Szarych Szeregach, zmarł w rocznicę Powstania Warszawskiego. Nie żyje Krzysztof Przelaskowski ps. Struś

Służył w Szarych Szeregach, zmarł w rocznicę Powstania Warszawskiego. Nie żyje Krzysztof Przelaskowski ps. Struś

Krzysztof Przelaskowski ps. Struś
Krzysztof Przelaskowski ps. Struś Źródło: YouTube / Telewizja Republika
W wieku 93 lat zmarł Krzysztof Przelaskowski ps. Struś, harcerz Szarych Szeregów, uczestnik Powstania Warszawskiego. Informacja o jego śmierci pojawiła się w 78. rocznicę bohaterskiego zrywu warszawiaków.

O śmierci powstańca poinformowało Stowarzyszenie Szarych Szeregów. Krzysztof Przelaskowski urodził się 26 sierpnia 1928 roku we Lwowie. W trakcie Powstania Warszawskiego służył jako łącznik-listonosz w Harcerskiej Poczcie Polowej. Jak opowiadał w wywiadzie dla Muzeum Historii Mówionej, w konspiracji była jego mama. – Domniemam, że mama wiedziała, że będzie powstanie – opowiadał. Decyzją rodziców, w ostatnich dniach lipca opuścił internat w Warszawie i wrócił do rodzinnego Milanówka.

Krzysztof Przelaskowski o Powstaniu Warszawskim

W trakcie wybuchu Powstania znalazł się jednak w Warszawie, którą przemierzał pieszo, gdy rozpoczynał się zryw. Miał dotrzeć do mamy, która pracowała w Szpitalu Powstańczym. On sam zgłosił się do Harcerskiej Poczty Polowej. – Zawsze raniutko poleciałem na służbę na [ulicę] Wilczą. Pobiegałem po mieście, poznosiłem listy, bo trzeba było przenieść na [ulicę] Wilczą i ocenzurować. Na drugi dzień się odbierało i roznosiło się adresatom, o ile można było dotrzeć do adresatów, tak się toczyło – opowiadał.

„Tak się skończyło dla mnie Powstanie”

Został ranny 17 września na skutek ostrzału. – Po skończonej mszy i ceremonii ślubnej, wyszedłem, zastanawiam się, którędy iść na plac Zbawiciela, czy ulicą Wilczą do Poznańskiej, do Lwowskiej i przejść na [ulicę] 6 sierpnia i pójść do domu, czy iść przeskoczyć Marszałkowską, Wilczą, Mokotowską, Koszykową z drugiej strony. Wybrałem właśnie to przez Koszykową, Mokotowską i doszedłem tylko na wysokość Biblioteki Miejskiej, tylko że po drugiej stronie, usłyszałem olbrzymi szum, huk, niezbyt głośno i świat się zaczął walić mnie na głowę. Zasłoniłem głowę. Ludzie widzieli, że tam idę, bo byłem przecież z opaską, to błyskawicznie mnie odgrzebali. Poharatane nogi, wszystko, ręce, plecy, głowa i tak się skończyło dla mnie Powstanie – wspominał.

Z Warszawy został ewakuowany razem z ludnością cywilną. Po wojnie przez kilkadziesiąt lat pracował w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie. Pytany na potrzebę wywiadu w 2006 roku, jak ocenia Powstanie, odparł krótko: „Bardzo pozytywnie”.

Czytaj też:
Prof. Jan Żaryn: Wciąż mamy wiele do odkrycia

Źródło: www.1944.pl