Konferencję prasową rozpoczął wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski. – Dziękuję mieszkańcom województw śląskiego, opolskiego, dolnośląskiego, lubuskiego, a być może za chwilę i zachodniopomorskiego, którzy są ofiarami jakiegoś bandyty, który postanowił zatruć jedną z najważniejszych rzek w naszym kraju – mówił polityk.
– Szanowni państwo, nie po to wydajemy kilka milionów złotych na zarybianie, na zabezpieczenie ekologiczne polskich rzek, aby ktoś: czy samorząd, czy przedsiębiorstwo, czy państwowe, czy prywatne, bezkarnie mogło zatruwać polskie rzeki – stwierdził.
Zdenerwowany mieszkaniec przerywa konferencję w Cigacicach
– Wydajemy 10 mln zł rocznie na zagospodarowanie Wisły, Odry, Pilicy, Narwi, Bugu, Sanu i to wszystko poszło właśnie dzisiaj do Bałtyku z rybami śniętymi. Odpowiedzialność ponoszą przede wszystkim ci, którzy to zrobili – oznajmił. – To znaczy? To znaczy kto? Bo to już dwa tygodnie! – przerwał zdenerwowany mężczyzna, który przedstawił się jako mieszkaniec regionu.
– Na szczęście dzięki państwu, dzięki rybakom, wędkarzom, Wodom Polskim, samorządowcom, udało się Wojewódzkiemu Inspektorowi Ochrony Środowiska i Wodom Polskim uruchomić odpowiednie służby, abyśmy mogli wziąć próbki tej skażonej wody do badania – oświadczył minister.
– Zaręczam państwu, że te wszystkie badania zostaną państwu w ciągu maksymalnie tygodnia udostępnione i będzie wiadomo, jaka substancja, jaki pierwiastek... bo mówi się o Oławie, Wrocławiu, o Kędzierzynie-Koźlu, o Azotach... ja nie chcę mówić o winnych, ponieważ jeszcze nie wiemy kto jest winny – brnął przedstawiciel władz. – Natomiast ilość śniętych ryb i zanieczyszczonej wody w Odrze to nie jest normalna sytuacja, która się zdarza co roku – dodał.
Rząd pobłażliwy dla eko-bandytów?
Cierpliwość słuchaczy skończyła się, kiedy minister zaczął wiązać zatrucie Odry ze zdarzeniami sprzed lat z Warszawy i Gdańska. – Chciałbym jeszcze coś powiedzieć i proszę tego nie bagatelizować. Cztery lata temu w Warszawie mieliśmy do czynienia z katastrofą w Czajce – zaczął polityk, na co odpowiedziały mu śmiechy po stronie zgromadzonych mieszkańców.
– Dwa lata temu mieliśmy do czynienia z recydywą w tej samej sytuacji – mówił dalej niezrażony polityk, dodając jeszcze przypadek z Gdańska. – Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Bo prosili nas samorządowcy, by nie nakładać wysokich kar za to, że doprowadzono do katastrofy ekologicznej. Niestety spełniliśmy tę prośbę – stwierdził nieoczekiwanie minister, przyznając się do niezrozumiałej pobłażliwości swojego rządu. – I dzięki temu rozzuchwaliliśmy wszystkie samorządy – dodał.
Bierność ws. Odry. „Na wczasy pojechał pan Kaczyński?”
W tym momencie starszy mężczyzna stojący po drugiej stronie mikrofonów zaczął donośnym głosem przekrzykiwać polityka. Proszę tu nie opowiadać o samorządach i Dulkiewicz. Od dwóch tygodni ta ławica martwych ryb płynie. Konkrety! – zażądał.
Nieukontentowany odpowiedzią, kontynuował swoją tyradę. – Od dwóch tygodni zgłaszamy, że śmierdzi rzeka. Od dwóch tygodni płyną martwe ryby. I co robi rząd przez te dwa tygodnie? Na wczasy pojechał pan Kaczyński, przerywa kampanię? – pytał grupę polityków.
W odpowiedzi usłyszał, że co drugi dzień w poszczególnych województwach zwoływane są sztaby kryzysowe. – Za co wy bierzecie pieniądze? – spytała z kolei mieszkanka regionu.
Brak alertów RCB ws. Odry
Następnie przed mikrofony wyszedł Jacek Ozdoba z resortu klimatu. Ten polityk poradził sobie, nie dając się zakrzyczeć i komplementując zaangażowanie najbardziej aktywnych obserwatorów konferencji. Zapowiedział, że wojsko będzie wspierać aktywistów walczących do tej pory z katastrofą na Odrze. Oznajmił też, że tuż po briefingu odbędzie się sztab kryzysowy połączonych województw.
Słowa Jacka Ozdoby nie uspokoiły jednak całkowicie nastrojów. Głośny mężczyzna zapytał pozostałych słuchaczy, czy nie słyszą, że na konferencji wygłaszane są jedynie „komunały”. Inna osoba zwróciła uwagę, że nieprawdziwe są słowa o szybkiej reakcji władz. – Nie było żadnego ostrzeżenia – zwracała uwagę kobieta. – O tym, że nie wieje wiatr i można iść na wybory, to potrafiliście przesłać SMS-y wszystkim. O tym, że Odra zatruta, nie można było przesłać – dodał najaktywniejszy z mieszkańców.
Witkowski: A te wiadra i rękawiczki do czego są panu potrzebne?
W pewnym momencie do głosu przebił się także mężczyzna, przedstawiający się jako reprezentant „społeczników”, 60-osobowej grupy na własną rękę walczącej w regionie ze skutkami katastrofy. Zwrócił uwagę na fakt, że na konferencji zebrało się spore grono „ważnych osób”. – Czy może pan przy nich zadeklarować, że pieniądze przeznaczone na kalendarz promujący Odrę zostaną w całości przeznaczone na zakup nam wiader, rękawiczek, bosaków? – zapytał.
– My nie jesteśmy polityczni, jesteśmy społecznikami. Niech pan tutaj w obecności kamer obieca – mówił z powrotem do wiceministra Grzegorza Witkowskiego, który wrócił przed mikrofon. – A te wiadra i rękawiczki do czego są panu potrzebne? – zapytał polityk. – Nie mamy nic, sami wszytko kupujemy: rękawiczki, kalosze, wszystko – tłumaczył uparcie społecznik.
W tym momencie wiceministra przy mikrofonie zastąpił inny przedstawiciel władz. – W imieniu wojewody lubuskiego mogę zapewnić, że sprzęt ochrony osobistej jest zabezpieczony i będzie udostępniony – powiedział. – My go nie mamy, my już dziś pracujemy – odpowiadał mężczyzna. – Proszę napisać do nas maila – usłyszał. – Wczoraj napisałem – nie dawał się zbyć aktywista. – Po konferencji się spotkamy, rozwiążemy sprawę – rzucił na koniec polityk.
Czytaj też:
Premier Morawiecki o zanieczyszczeniu Odry: Winni zostaną surowo ukarani