Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: W ostatnich dniach pojawiały się różne hipotezy dotyczące katastrofy ekologicznej na Odrze. Która jest – według pana – najbardziej prawdopodobna?
Kpt. Andrzej Podgórski: Słyszałem najróżniejsze opinie, w tym tę o wycieku trucizny w okolicach Oławy, ale ciężko w to uwierzyć. Jeśli ktoś faktycznie zatrułby w ten sposób wodę w tym rejonie, to dlaczego np. Głogowie, Ścinawie, Wrocławiu, czy nawet w Nowej Soli, przez które Odra po drodze przepływa, nie odnotowano żadnych niepokojących sygnałów ani śniętych ryb? To bardzo dziwne.
W jaki sposób zatem pan to sobie tłumaczy?
Nie jestem biologiem, ale na Odrze pracuję od wielu lat. Wiem, że w osadach dennych mogły tkwić substancje jeszcze z czasów II wojny światowej i niewykluczone, że uaktywniły się przy długo utrzymującym się niskim stanie rzeki. Pamiętajmy, że w okolicach Głogowa, za czasów niemieckich, działała fabryka, która produkowała elementy do statków. We Wrocławiu również była stocznia, która produkowała elementy uzbrojenia dla floty. Wiele z fabryk kontynuowało swoją działalność jeszcze w PRL.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.