Ujawnione rozmowy wywołały polityczną burzę. Opozycja określiła je jako korupcję polityczną; PO, SLD i Samoobrona chciały dymisji rządu; mówiono o powołaniu komisji śledczej do tej sprawy. PiS mówiło o niej jako o prowokacji Samoobrony i TVN. Premier Jarosław Kaczyński przeprosił za zachowanie Lipińskiego.
Prokuratura nie wszczęła śledztwa w tej sprawie z urzędu. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro tłumaczył, że rozmowy są niesmaczne, ale nie są przestępstwem. Opozycja uznała te wypowiedzi ministra jako wytyczne dla prokuratury. Ziobro replikował, że jako prokurator generalny ma prawo wyrażać swą opinię i nie było to ingerencją w działanie prokuratury.
W październiku 2006 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo po doniesieniu od Beger, która zarzuciła ministrom próbę jej skorumpowania.
W czwartek posłanka Samoobrony powiedziała PAP, że akceptuje decyzję prokuratury, ale nie podoba jej się ona. Jak dodała, dopiero od dziennikarzy dowiedziała się, że śledztwo zostało umorzone. "Przykro, że się dowiaduję od państwa, a nie od prokuratury o tym fakcie" - powiedziała Beger. "W moim mniemaniu, to była korupcja" - dodała.
Śledztwo wszczęto w sprawie "podejrzenia popełnienia przestępstwa udzielenia obietnicy uzyskania korzyści majątkowej". Kodeks karny stanowi, ze kto udziela albo obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną, w związku z pełnieniem tej funkcji, podlega karze więzienia od 6 miesięcy do 8 lat.
Rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska powiedziała w czwartek PAP, że śledztwo umorzono "wobec braku znamion czynu zabronionego" jeszcze 23 marca tego roku (o czym prokuratura sama z siebie nie informowała, ale dopiero na pytanie PAP). Postanowienie o umorzeniu śledztwa jest już prawomocne - prokuratura nie ujawniła żadnych jego szczegółów.
Zarazem umorzono drugie śledztwo, wszczęte po zawiadomieniu Unii Polityki Realnej, według której to Beger żądała dla siebie korzyści majątkowej. To umorzenie jest nieprawomocne.
Po "wybuchu" sprawy taśm doszło do publicznej dyskusji o granicach dziennikarskiej prowokacji. Środowisko dziennikarskie podzieliło się w ocenach. Zarząd Głównego SDP wydał oświadczenie krytykujące dziennikarzy TVN - jeden z autorów programu Andrzej Morozowski zwrócił wtedy legitymację organizacji. "Prowokacja i podsłuch w śledztwie dziennikarskim mogą być usprawiedliwione pod bezwzględnym warunkiem działania w interesie społecznym i absolutnie samodzielnie, to znaczy bez ingerencji zewnętrznej" - oświadczyła Rada Etyki Mediów. Prowokacja dziennikarska jest sprzeczna z podstawowym sensem pracy dziennikarskiej, którym jest "gromadzenie informacji o faktach, a nie ich kreowanie" - uznał Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski.
Autorzy programu Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski otrzymali tytuł "Dziennikarzy Roku 2006" miesięcznika "Press". Jury nagrodziło ich za "bezkompromisowe obnażanie buduarowych kulis polskiej sceny politycznej".
PiS domagało się od zarządu TVN wyjaśnień co do roli w całej sprawie sekretarza programowego Milana Suboticia, o którym media doniosły wkrótce po wybuchu sprawy taśm, że współpracował z WSI, a wcześniej z wojskowymi służbami specjalnymi PRL. Według TVN, Subotić nie miał żadnego wpływu na program "Teraz My".pap, ss