Przewodniczący komisji Janusz Zemke (SLD) poprosił Kamińskiego o informacje na temat obowiązującej w CBA instrukcji operacyjnej. Chciał sprawdzić, jakie kategorie informatorów i w jaki sposób pozyskiwane są przez Biuro i czy działania te oraz instrukcja nie przekraczają demokratycznych standardów.
Kamiński oświadczył, że CBA nie łamie demokratycznych zasad państwa prawa a tajna instrukcja operacyjna w CBA istnieje, ale nie ma w niej nic, co te zasady by łamało. Jest ona tajna z mocy ustawy i nie można jej odtajnić. Przypomniał że CBA, jako jedyna służba ma wpisany w instrukcji zakaz wykorzystywania informacji ingerujących w życie osobiste, rodzinne i prywatne innych osób.
Zemke wyjaśnił później, że z wiarygodnego źródła otrzymał informację, iż w instrukcji operacyjnej - której komisja nie opiniowała - znajduje się zezwolenie na wykorzystywanie przy werbowaniu informatorów np. informacji o popełnionych wykroczeniach lub przestępstwach.
"Mamy tu taką sytuację szantażu, że załapanego na jakimś wykroczeniu człowieka można zmusić do współpracy" - tłumaczył Zemke. "Moim obowiązkiem było sprawdzić, czy takie rozwiązanie jest zapisane i stosowane w sposobie działania służb. Uzyskaliśmy zapewnienie, że nie" - dodał.
Podstawowym powodem spotkania Kamińskiego z komisją były informacje dotyczące zasad przejmowania dokumentacji szpitali w związku ze śledztwami w sprawach korupcji. Kamiński powiedział, że w śledztwie dotyczącym wyłudzeń z NFZ w szpitalu MSWiA nie była zabierana cała dokumentacja medyczna pacjentów, a jedynie karty jednodniowych wizyt doraźnej pomocy medycznej. "To było kilka pudeł akt, a nie jak pisały media ciężarówki. Łącznie z trzech badanych miesięcy zatrzymano ok. 7 tys. kart" - podał szef CBA.
Zaznaczył, że wszystkie działania CBA były prowadzone pod nadzorem prokuratury. Gdy szpital potrzebował karty jakiegoś pacjenta, bo ponownie zwrócił się o pomoc, kserokopię tej dokumentacji przekazywano szpitalowi - zapewnił.
Wyjaśnił, że dokumentacja wizyt była konfrontowana z wystawianymi przez szpital rachunkami do NFZ. CBA zatrudniła do analizy tych dokumentów specjalistów z Funduszu, którzy obliczyli, że kwoty nienależnych środków, to ok. 3 mln zł.
"Ujawniliśmy pewną złą praktykę, która prawdopodobnie jest stosowana nie tylko w jednym szpitalu. NFZ przy pomocy swoich sił powinien zbadać ten proceder" - zaznaczył.
Przyznał, że w innym śledztwie - przeciw szefowi oddziału kardiologii szpitala MSWiA - CBA przejęło dokumentację chorobową pacjentów lekarza, które zmarły.pap, ss