Badania naukowe z zakresu psychologii klinicznej i społecznej, a także neurobiologii i neuromarketingu, wykazały wiele ciekawych rzeczy. Przede wszystkim, że interfejs i algorytmy różnych aplikacji nas uzależniają. System powiadomień, panel komentowania, oceniające funkcje (np. „lajki”, „serduszka”, „wyśmianie”, „łzy”) i inne elementy sprawiają, że choć mamy ochotę odpocząć od danej aplikacji i zająć się czytaniem książki, oglądaniem serialu, zabawą z dzieckiem, czy spacerem z psem, to znów i na okrągło sprawdzamy, czy czasem ktoś nie skomentował nam czegoś, nie zareagował w jakiś sposób albo nie udostępnił.
Wszystko to odnosi się co prawda do samych aplikacji, ale ponieważ smartfony mamy zawsze przy sobie, to to parauzależnieniowe kuszenie trwa cały czas. W przeciwieństwie do tradycyjnych komputerów i laptopów, których albo nie zabieramy ze sobą z domu, a jeśli już bierzemy przenośny komputer, to wyciągnięcie i uruchomienie go zajmuje znacznie więcej czasu i wysiłku, niż sięgnięcie po smartfona. Próg wejścia jest zatem wyższy, a wobec tego potencjał uzależniający aplikacji wykorzystywanych poprzez takie urządzenia jest słabszy.
Smartfony i dedykowane im aplikacje niszczą psychikę młodym ludziom
Oprócz tego fundamentalnego zagrożenia, przez które każdy przynajmniej raz na jakiś czas staje się przyklejonym do ekranu smartfona „zombie”, istnieje cały szereg innych komplikacji. Choćby taka, że korzystanie z mediów społecznościowych powoduje u młodzieży cielesne zaburzenia dysmorficzne (a ogólnie u ludzi – niezadowolenie z własnego ciała). Objawiają się one obsesyjnym myśleniem o tym, że ma się brzydkie lub niesymetryczne ciało i kompulsywnym dążeniem do jego zmiany.
Prawdopodobny mechanizm tego zjawiska polega na tym, że młode osoby, których wzorce dopiero się kształtują, są bombardowane sztucznymi, przefiltrowanymi i wyfotoszopowanymi zdjęciami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.