W rozmowach uczestniczyli oprócz premiera, ze strony rządu wiceminister zdrowia Bolesław Piecha i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Sośnierz. Stronę pracowników ochrony zdrowia reprezentował prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Konstanty Radziwiłł, Maria Ochman z "Solidarności" i przedstawiciel OPZZ.
Po spotkaniu premier powiedział dziennikarzom, że mamy do czynienia "z akcją polityczną w najgorszym stylu, stylu, który trzeba określić jako szkodliwy i haniebny dla Polski". W jego przekonaniu, związkowcy mają wolę zakończenia protestów, ale blokują to politycy, którzy za nimi stoją.
Szef rządu podkreślił jednak, że jest gotów rozmawiać ze związkowcami, ale nie odstępując od tego co jest określane realiami ekonomicznymi. Przypomniał, że rząd chce dodatkowe środki na ochronę zdrowia wydać w sposób racjonalny. Tak, by poszły one na świadczenia medyczne, oddłużenie szpitali, realizację koszyka gwarantowanych świadczeń zdrowotnych czy tworzenie sieci szpitali.
"To będzie prowadziło do być może nawet bardzo znaczących wzrostów płac, ale musi się trzymać pewnych reguł, które są związane także z interesami pacjentów" - powiedział premier.
Konstanty Radziwiłł po spotkaniu powiedział, że "został nawiązany dialog na najwyższym szczeblu". Podkreślił, że premier bezpośrednio dowiedział się o problemach ochrony zdrowia i oczekiwaniach jej pracowników. Zaprosił związki na kolejne spotkanie, o szczegółach, w poniedziałek.
Radziwiłł liczy, że jest to sygnał do dalszych negocjacji z rządem i że jest możliwe przekazanie jeszcze w tym roku nadwyżek z Narodowego Funduszu Zdrowia na podwyżki dla pracowników. Zaznaczył, że pieniądze te musiałyby iść odrębnym strumieniem do placówek ochrony zdrowia z przeznaczeniem właśnie na ten cel.
Według szefa NIL środki w NFZ są; nie ma decyzji politycznej.
Na spotkanie z Kaczyńskim nie przyjechały przedstawicielki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Jedną z sal w Kancelarii Premiera okupuje od kilku godzin pięć pielęgniarek i wiceszef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Tomasz Underman. Przed siedzibą premiera pielęgniarki rozbiły kilka namiotów i zamierzają rotacyjnie w nich protestować.
Premier zaznaczył, że rząd nie może tolerować działań okupacyjnych, bo jest to "zwykłe łamanie prawa". "Czasy takich metod się skończyły i nie pozwolimy na ich podtrzymywanie" - powiedział dziennikarzom po spotkaniu ze związkowcami.
"Namioty można rozbijać (...) to nie jest dobra metoda, ale nie jest łamaniem prawa, tylko co najwyżej przepisów porządkowych. Okupowanie gmachów publicznych to jest po prostu przestępstwo" - powiedział premier. Dodał, że ma nadzieję, iż związkowcy zechcą się przespać w domu.
We wtorek w południe rozpoczęła się manifestacja pracowników służby zdrowia. Jej ostatnim punktem miało być złożenie petycji w Kancelarii Premiera. Pielęgniarki postanowiły jednak protestu nie przerywać. Pięć z nich i wiceszef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Tomasz Underman został wewnątrz siedziby premiera; kilkadziesiąt innych osób pozostało przed kancelarią i rozbiło namioty. Czekają na poważne rozmowy z rządem.
Manifestujący domagają się utrzymania 30-proc. podwyżek z ubiegłego roku, dalszych podwyżek jeszcze w tym roku, wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w ciągu 2 lat.ab, ss, pap