Małżeństwo w piątek 16 września wyszło na grzyby do lasu znajdującego się w pobliżu Staszowa, ich miejsca zamieszkania. 60-latek i jego 55-letnia żona przez długi czas nie wracali jednak do domu. Jak pisaliśmy, to zaniepokoiło ich 33-letnią córkę, która o sytuacji powiadomiła odpowiednie służby. Poszukiwania pary trwały całą noc, przełom nastąpił dopiero następnego dnia rano.
Czytaj też:
Pojechali na grzyby i już nie wrócili do domu
Tragedia w Staszowie. Szokujące doniesienia o śmierci małżeństwa
W sobotę około godz. 9 rano funkcjonariusze znaleźli samochód należący do zaginionego małżeństwa. W środku znajdowała się kobieta. Niestety, 55-latka już nie żyła. Dziewięćdziesiąt minut później, w odległości około 50 metrów od pojazdu, policjanci odnaleźli również ciało mężczyzny. Jak informuje RMF FM, miało ono wisieć na drzewie.
Najnowsze ustalenia, którymi ze stacją podzielił się szef prokuratury w Staszowie Piotr Okarski wskazują na to, że w lesie mogło dojść do rozszerzonego samobójstwa. Mężczyzna miał najpierw zabić swoją żonę, a później się powiesić. Śledczy biorą pod uwagę kilka scenariuszy, ale ten według nich wydaje się być najbardziej prawdopodobny.
Co więcej, prokurator przyznał, że w kieszeni mężczyzny znaleziono list pożegnalny. Poza nim, na miejscu zostały zebrane różne inne ślady, a sekcja zwłok pary, do której dojdzie we wtorek 20 września ma potwierdzić między innymi, czy mężczyzna powiesił się sam.
Czytaj też:
Zabiła dwoje dzieci podczas nielegalnego wyścigu. Wpadła w Polsce