Joanna Racewicz: Spod kurtki wypadło jej martwe dziecko. Czy o czymś takim da się zapomnieć?

Joanna Racewicz: Spod kurtki wypadło jej martwe dziecko. Czy o czymś takim da się zapomnieć?

Joanna Racewicz
Joanna Racewicz Źródło: Ilona Szymańska
– Wojna wyjmuje z ludzi rzeczy nieoczywiste. Pokazuje najpiękniejsze cechy, ale też cały szlam ludzkiej natury – w podcaście „Wprost Przeciwnie” Joanna Racewicz wróciła do sprowokowanych rosyjską agresją na Ukrainę historii, które opisała w książce „To nie kraj, to ludzie”.

Joanna Racewicz: Spod kurtki wypadło jej martwe dziecko. Czy o czymś takim da się zapomnieć?

– Historię tę opowiadała mi Lena z Żytomierza. Młoda kobieta szła (do granicy – red.), bo ktoś, komu zapłaciła za transport, po prostu ją wyrzucił z samochodu. To też pokazuje, jak wojna wyjmuje z ludzi rzeczy nieoczywiste. Pokazuje najpiękniejsze cechy, ale też wszystkie potworności, cały szlam ludzkiej natury. Ta kobieta chroniła pod kurtką swoje dzieciątko. Ogrzewała je własnym ciepłem – mówiła gościni podcastu.

Gdy doszła do granicy, trafiła pod opiekę wolontariuszy, miała twarz – jak opisuje Racewicz – „skamieniałą, bez emocji, stężałą, pergaminową, białą”.

– Widać było, że jest piekielnie zmęczona. Siadła na łóżku, nie chciała zdjąć kurtki, ale widać było, że pod tą kurtką coś jest. I to „coś” jej wypada. To martwe dziecko. Nie przeżyło drogi, mimo że matka robiła, co mogła. Zapłaciła za drogę, ale ktoś, komu pewnie przeszkadzało kwilenie dziecka, powiedział „won”. I tak to się skończyło – kontynuowała dziennikarka.

– Powiedz mi, czy o czymś takim da się zapomnieć? – pytała.

Czytaj też:
Mówią o nim „Historyk”, na wojnie jest „wabikiem”. „Znak firmowy Rosjan? Warstwa popiołu i warstwa śmierci”

„To nie kraj, to ludzie”

W wydanej właśnie książce „To nie kraj, to ludzie” Joanna Racewicz opisuje pospolite ruszenie, wielki polski zryw pomocowy, który swój początek miał w pierwszych dniach wojny w Ukrainie. Opisuje historie wolontariuszy, społeczników, Polaków i Ukraińców działających „ramię w ramię”, ale też ludzi, którym przyszło przed wojną uciekać. Przytacza wstrząsające relacje ofiar gwałtów i innych zbrodni wojennych, dzieci, które widziały śmierć najbliższych, ludzi, którzy przecież nie powinni tego wszystkiego doświadczać, bo cały Zachód przez dekady uspokajał mówiąc „nigdy więcej wojny”. Jak dodała, książka zrodziła się z potrzeby serca, gdyż tuż po wybuchu wojny pojechała w okolice rodzinnego Hrubieszowa, wiedziona tym samym odruchem, co większość Polaków, którzy ruszyli w stronę granicy.

Czytaj też:
Czterolatek z depresją. Siedmiolatek z myślami samobójczymi. Jak pomóc cierpiącemu dziecku?

Opowiadała, jak w jednym z przygranicznych ośrodków recepcyjnych siadła obok chłopca. Ten rysował obrazek. – Rysował, jak to dzieci, dom, spadzisty dach, komin, płot, na płocie kot, a obok krzyż. Siadłam, żeby mu potowarzyszyć, spytałam, czy nie jest głodny. A on zaczął opowiadać, o mamie, która wyszła na chwilę z piwnicy, bo zabrakło wody i jedzenia. Poszła do sklepu, ale już nie wróciła. Przyniesiono ją martwą. I ten chłopczyk mówił, że musiał jej wybrać sukienkę (w której można by było matkę pochować – red.) i wybrał jej ulubioną, zieloną w kwiatki. I mówił to ze spokojem, tak jakby opowiadał, że zbudował wieżę z klocków Lego – opisywała dziennikarka.

– A potem powiedział, że trzeba było wykopać grób, ale ziemia była twarda... Powiedział: „Mama jest bardzo płytko, chciałbym do niej wrócić”. Jak zachować spokój w takiej sytuacji? To są traumy, o których my nie mamy pojęcia – zaznaczyła we „Wprost Przeciwnie” Joanna Racewicz.

Podcast powstał przy współpracy ze Studiem Plac.

Czytaj też:
„Wprost Przeciwnie”: Liroy po raz pierwszy o nowej miłości, Królikowskim i „znikającym” show TVN-u
Czytaj też:
Dlaczego najbogatsze Polki wstydzą się pieniędzy. „Dzwonią i proszą, żeby usunąć je z tej listy”

Źródło: Wprost