"Zmasowane ataki na Polskę, które mają miejsce w mediach niemieckich prędzej czy później przełożą się na nastroje społeczne w Niemczech, a to nie wróży dobrze relacjom polsko-niemieckim" - powiedziała Anna Fotyga w środę wieczorem w TVN24.
Szefowa polskiej dyplomacji była pytana o wypowiedź premiera Jarosława Kaczyńskiego, która wywołała kontrowersje w zachodnich mediach. We wtorek premier pytany o krytykę polskich władz w niemieckiej prasie, powiedział w Polskim Radio, że w Niemczech "dzieje się coś bardzo niedobrego". Zaznaczył, że - tak jak w czasach historycznych - większość Europejczyków nie ma odwagi o tym mówić.
"Wiem o co chodzi panu premierowi, bo moje zdanie jest podobne" - powiedziała szefowa polskiej dyplomacji. Jak wyjaśniła, przede wszystkim w niemieckich mediach narasta obecnie "zdecydowanie antypolski nastrój", co siłą rzeczy przenosi się na poglądy klasy politycznej i prędzej czy później będzie też miało wpływ na poglądy całego społeczeństwa.
"Zgadzam się z tym, że pewne nastroje, z którymi w tej chwili mamy do czynienia w Niemczech, są niebezpieczne i za to odpowiedzialność ponoszą media" - zaznaczyła.
Fotyga powiedziała też, że "naturalnie w zależności od kręgów, z którymi się ma do czynienia" stosunki polsko-niemieckie "nie były ostatnimi czasy najlepsze".
"Zdecydowanie dobrym rozmówcą polskich polityków jest sama pani kanclerz (Angela Merkel)" - podkreśliła minister. "Ale - jak dodała - są również politycy niemieccy, z którymi się rozmawia znacznie mniej przyjemnie".
"Z całą pewnością nie było przyjemne słuchanie podczas ostatniego szczytu europejskiego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Hansa-Gerta Poetteringa, który mówił językiem bardzo zdecydowanym, powiedziałabym że zbyt jednostronnym jak na przewodniczącego PE" - wyjaśniła.
Fotyga negatywnie odniosła się też do krytyki polskiej postawy podczas szczytu ze strony premiera Luksemburga Jean-Claude Junckera.
"Bardzo często wielkim państwom UE nie jest zręcznie mówić pewne rzeczy i mówią inni. (...) Jest kilka małych państw członkowskich, które czują się znacznie bardziej związane z wielkim państwem starej Unii (Niemcami-PAP), niż z nowym członkiem jakim jest Polska, do takich państw należy Luksemburg" - powiedziała.
Odnosząc się do słów kanclerz Angeli Merkel, która powiedziała w środę w Brukseli, że Niemcy chcą mieć z Polską tak silne relacje jak z Francją, Fotyga oświadczyła: "Do kompromisu potrzebne są gesty, otwarcie w przyszłość i chęć podniesienia spraw trudnych, bo na długi czas nie uda się zachować dobrych relacji bez rozwiązania spraw trudnych".
Jak wyjaśniła, Polska oczekuje od Niemiec "poważnych rozmów w sprawach bilateralnych, na temat funkcjonowania mniejszości w jednym i drugim kraju". Chodzi tu przede wszystkim naukę języka polskiego w Niemczech.
Kolejną taką "trudną sprawą" jest kwestia ewentualnych roszczeń majątkowych Niemców przesiedlonych po II wojnie światowej z terenów przyłączonych do Polski. Minister powtórzyła, że oczekujemy "wspólnej deklaracji politycznej stwierdzającej, że takie roszczenia nie mają podstaw w prawie polskim, niemieckim i międzynarodowym".
Anna Fotyga nazwała "bzdurą" pogląd, iż na brukselskim szczycie Merkel zyskała najwięcej, a Polska "niewiele" oraz że polski prezydent "grał w spektaklu wyreżyserowanym przez niemiecką kanclerz".
W ocenie Fotygi, w dochodzeniu do kompromisu w Brukseli "najważniejszą osobą w grze - dyskutującą, negocjującą, podejmującą decyzje" był prezydent Lech Kaczyński.
Jak mówiła, system pierwiastkowy jako sposób liczenia głosów w Radzie Unii Europejskiej był najlepszy dla większości państw UE. "Jeżeli realia są takie, że większość państw UE nie kieruje się w tym przypadku własnym interesem, tylko jakimś innym, to cóż Polska osamotniona może zrobić" - powiedziała.
Podkreśliła też, że pozostawienie na najbliższe lata systemu nicejskiego jest dla naszego kraju najbardziej korzystne, więc Polska zgodziła się na rozwiązanie lepsze dla siebie. "Jestem przekonana, że wykorzystamy ten okres obowiązywania Nicei i kilku innych jeszcze możliwości, które sobie stworzyliśmy negocjując" - zaznaczyła szefowa dyplomacji.
Przywódcy państw UE uzgodnili na szczycie w Brukseli (21-23 czerwca), że do 2014 roku będą obowiązywały dotychczasowe, korzystne dla Polski, zasady głosowania w Radzie UE, jakie przewiduje Traktat z Nicei. Dopiero potem zacznie obowiązywać system podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.) z eurokonstytucji, przy czym przez trzy lata, do 2017 roku, każdy kraj będzie mógł zażądać głosowania w systemie nicejskim i jeśli zbuduje mniejszość blokującą - decyzja nie zapadnie. Ponadto od 2017 roku łatwiejsze będzie stosowanie mechanizmu odwlekania decyzji (chodzi o tzw. kompromis z Joaniny).
Fotyga zastrzegła, że nasz kraj szanuje podpisywane traktaty, ale Unia traktaty zmienia. "Po 2017 roku jak wszystkie państwa politycznie poznają, co to znaczy przeliczać głosy, to poznają swoją siłę. (...) Myślę, że zmienią zdanie (co do sposobu ważenia głosów w Radzie UE-PAP)" - mówiła.
Odnosząc się do okładki ostatniego wydania tygodnika "Wprost" (która przedstawia niemiecką kanclerz karmiącą piersią braci Kaczyńskich) Fotyga oceniła, że "nie jest to obrazek sympatyczny ani dla pani kanclerz, ani dla Lech i Jarosława Kaczyńskich". "Już dawno mówiłam, że generalnie nie podobają mi się tego rodzaju dowcipy z polityków" - dodała.
Fotyga zaznaczyła też, że wszystkie pogłoski o jej dymisji są "przedwczesne" i po urlopie wraca do MSZ.
ab, pap