O ułaskawienie dziennikarza prosiła prezydenta żona Marka. Jej prośbę poparł w piśmie do prezydenta senator Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Romaszewski. Kilka dni temu Marek otrzymał wezwanie do odbycia kary. W piątek miał się stawić w szczecińskim areszcie.
Prezydent podkreślił na piątkowej konferencji prasowej, że zastosowanie prawa łaski wobec Marka nie jest wynikiem jego przekonania, że "za słowa nie można iść do więzienia".
"Spotykałem się z takim przekonaniem wśród sędziów jeszcze jako minister sprawiedliwości. Nie, słowa mogą być tak rażące i niesprawiedliwe, że czasami kara bezwzględnego więzienia jest jedyną karą adekwatną" - mówił Lech Kaczyński.
Prezydent podkreślił jednak, że po pierwsze Marek poniósł już pewną karę, po drugie - z lektury akt jego sprawy wynikało, że jego sprawa nie jest "czarno-biała" i "całkowicie jednoznaczna". Nie można bowiem, w ocenie prezydenta, jednoznacznie stwierdzić, że "nieuczciwy dziennikarz (...) oskarżył czystego (...) urzędnika".
Marek powiedział PAP, że cieszy się z decyzji prezydenta. "Cieszę się. To banalne stwierdzenie, ale prawdziwe" - mówił Marek. "Cieszę się w imieniu swoim i tych wszystkich, którzy stali po mojej stronie" - powiedział. Dodał, że z satysfakcją przyjął słowa prezydenta o tym, że jego sprawa nie była "jednoznaczna".
Pytany, co jego zdaniem skłoniło prezydenta do podjęcia pozytywnej dla niego decyzji, odparł, że według niego zdecydowały działania senatora Romaszewskiego, który poparł prośbę jego żony o prawo łaski.
"Senator znał dokładnie moją sprawę, znał wszystkie akta sądowe, był przekonany, że napisałem prawdę" - podkreślił.
Dziennikarz przyznał, że proces zmobilizował go do szczególnej rzetelności zawodowej. "Nie boję się podejmować drażliwych tematów, nie staram się pisać mniej ostro, ale rzetelność stała się moją dewizą. Dbam o potwierdzenie informacji z co najmniej kilku źródeł" - podkreślił.
W 2001 roku Marek zamieścił w swojej gazecie "Wieści Polickie" artykuł "Promocja kombinatorstwa", w którym oskarżył miejscowego urzędnika Piotra Misiłę o nadużycie stanowiska. Urzędnik wytoczył dziennikarzowi proces. W 2002 r. Sąd Rejonowy w Szczecinie skazał autora artykułu na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu pod warunkiem publicznych przeprosin urzędnika. Sąd okręgowy utrzymał w mocy ten wyrok.
Marek odmówił przeprosin, argumentując, że wszystko, co napisał, jest prawdą. W lutym 2004 r. sąd rejonowy zarządził więc wykonanie kary. Marek stawił się w areszcie w marcu, nie przekroczył jednak jego bramy, bo okazało się, że sąd uwzględnił wniosek obrony i na sześć miesięcy odroczył wykonanie kary ze względu na stan zdrowia ciężarnej żony Marka.
Sprawa oparła się aż o Sąd Najwyższy - o wstrzymanie kary, a później o kasację wnosił bezskutecznie ówczesny rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll.
Adwokat w imieniu Marka występował już dwukrotnie o jego ułaskawienie. Z prawa łaski nie skorzystał prezydent Aleksander Kwaśniewski. Wszczęcia postępowania ułaskawiającego odmówił też resort sprawiedliwości już pod kierownictwem ministra Zbigniewa Ziobry. Adwokat złożył też w sprawie dziennikarza skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
W obronę dziennikarza angażowali się jego koledzy po fachu. O ułaskawienie Marka apelowały Izba Wydawców Prasy i Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, międzynarodowa organizacja broniąca wolności prasy "Reporterzy bez Granic" i Międzynarodowy Instytut Prasy (IPI) w Wiedniu.pap, ss