Krystyna Romanowska: Podobno artykuły o 30-latkach, czyli o pańskim pokoleniu, klikają się najlepiej w internecie. Wszyscy się wami interesują. Myśli pan, że jesteście wyjątkowi?
Dr Tymoteusz Skiba: Moje pokolenie zahaczyło jako ostatnie o PRL, ale pamięta go bardziej ze zdjęć czy relacji rodziców. Pamięta z lat 90-tych kolorowe, z perspektywy dziecka, sytuacje z gildii, targów, na których kupowało się magiczne artefakty, np. pierwsze gry na konsole, które dopiero zaczynały się w Polsce pojawiać. Wtedy słowo Pegasus znaczyło coś innego niż obecnie. Lata dwutysięczne to przełom informatyczny. Pojawienie się telefonów komórkowych było czymś niezwykłym, jeśli jedna osoba w klasie miała komórkę, to już mieliśmy kontakt z całym światem. Potem – pierwsze próby z Internetem – i rewolucja komputerowa. Kawiarenki internetowe dawały nam możliwość grania z ludźmi z zakątków odległych o setki kilometrów. Ale była to jednocześnie epoka kontrastów. Pamiętamy kolejki do budek telefonicznych. Pamiętamy czasy modemów, drogich połączeń, sms-ów, puszczania sobie „strzałek”. Dwa długie sygnały znaczyły coś zupełnie innego niż jeden krótki. Elektroniczne znaki dymne. Widzieliśmy, jak się technologia rozwija, choć jak przez mgłę pamiętamy jeszcze czasy bez niej.
A może interesują się nami z powodu biologicznego uwarunkowania? 30-latkowie to taki „specyficzny etap” – jedną nogą w młodości, a drugą – już na etapie robienia kariery, stawiania na swoim, zdobywania pozycji, zaciągania pierwszych kredytów, które jeszcze potrafimy spłacać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.