Katarzyna Świerczyńska, „Wprost”: Między 5 a 7 listopada badała pani dno Odry. Na czym polegają te badania?
Prof. Agnieszka Szlauer-Łukaszewska: Zajmuję się bentosem, czyli badam organizmy bezkręgowe, które żyją w osadach dennych. Zarówno te, które żyją w głębi osadów, jak i na ich powierzchni.
Jak bada się coś, co jest na dnie rzeki?
Po prostu zakładam spodniobuty i wchodzę do wody. Używam siatki hydrobiologicznej, która jest rodzajem dragi na drążku, czyli prostego urządzenia do połowów bentosu, ale ono sprawdza się głównie przy badaniu mniejszych organizmów. Mam też swoją nowatorską metodę i korzystam z urządzenia przypominającego grabie, które pozwalają mi wyłowić największe małże, którymi żywią się niektóre ryby. W wytypowanych miejscach przeczesuję obszary nawet kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Czasem korzystam z pomocy nurka, który ma doświadczenie hydrobiologiczne. Tak było i teraz.
Była pani teraz m.in. w Bielinku w gminie Cedynia. Co pani znalazła? I co zobaczył nurek?
Na tym etapie prowadziłam badania na granicznym odcinku Odry, m.in. w Bielinku. Na dnie rzeki zalega bardzo dużo muszli martwych małży. Dodam, że przed katastrofą martwe małże również znajdowały się na dnie rzeki, ale zwykle gromadziły się jedynie w centralnej części pola znajdującego się pomiędzy ostrogami.
Teraz są to całe połacie muszli leżących prawie na całym dnie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam.
Nurkowi trudno było wypatrzeć żywe osobniki a poza tym, poruszając się, łatwo wzbudza osady i wtedy nic nie widzi. Pośród zalegających na dnie martwych małży i ślimaków, znajdował zwykle pojedyncze żywe osobniki, ale znalazł też liczne niedawno obumarłe małże. Wskazuje na to stan ich rozkładu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.