Ciekaw jestem, jak zareagowałby polski oddział organizacji Greenpeace, gdyby ktoś włamał się do ich biura i na każdej drukarce, faksie i kserokopiarce wypisał niezmywalnym mazakiem "korzystając z papieru jesteś współwinny zagłady Puszczy Amazońskiej".
Co prawda, to skrót myślowy, ale takie właśnie zieloni aktywiści kochają najbardziej. Czy Greenpeace zgłosiłby sprawę o włamanie do swojego biura na policje? Czy żądałby naprawienia (wyczyszczenia) swojego sprzętu biurowego? Pewnie tak. Dlatego nie dziwmy się, że tego samego będą żądali właściciele elektrowni Bełchatów.
Nie jestem miłośnikiem spalania węgla. Jestem wrogiem zanieczyszczania środowiska. I to nie tylko z powodu CO2, ale przede wszystkim z powodu związków siarki i azotu, które do atmosfery są przy okazji spalania kopalin uwalniane. O tych ostatnich ekolodzy jednak zwykle nie wspominają. Bełchatów jest rzeczywiście jednym z największych w Polsce producentów dwutlenku węgla, ale elektrowni Bełchatów, tak jak wielu innych elektrowni konwencjonalnych, nie można zamknąć, bo zabraknie prądu w Polsce. Zieloni żyją w permanentnej schizofrenii. Chcą czystej energii na masową skalę, ale blokują rozwój... czystej energetyki na masową skalę.
Francuzi emitują rocznie około 2 ton CO2, a Niemcy 5,5 tony. Dlaczego? Bo Francuzi opierają swoją energetykę w około 80 procentach na siłowniach jądrowych. Niemcy za grube miliardy budują wiatraki. Jeżeli Greenpeace chce by Polska, Europa czy świat emitowały coraz mniejsze ilości dwutlenku węgla, przy równoczesnym wzroście zapotrzebowania na energię, powinien poprzeć rozwój energetyki atomowej. Bez tego walka z zanieczyszczonym środowiskiem będzie przypominała walkę z wiatrakami.