Do tragedii w Katowicach doszło w środę wcześnie rano. Po godzinie 6 rano policjanci otrzymali zgłoszenie dotyczące mężczyzny, który osunął się z wódka inwalidzkiego przy stanowisku numer trzy, w podziemiach dworca autobusowego. Doszło do niego do zatrzymania krążenia. Na miejsce udał się patrol oraz załoga karetki pogotowia. Podjęto próbę reanimacji, ale po upływie pół godziny ratownicy odstąpili od czynności. Mężczyzny nie udało się uratować.
Tragedia na dworcu w Katowicach
„Dziennik Zachodni” informuje, że policjanci przez kilka godzin zabezpieczali ciało. Okazało się, że w załodze karetki nie było lekarza, a ratownik medyczny nie może wystawić karty zgonu. – Wszczęta została kolejna procedura mająca na celu dotarcie do lekarza w przychodni, aby mógł przyjechać na miejsce zdarzenia i wystawić kartę zgonu. Niestety nie było to możliwe w krótszym czasie, ze względu na to, że lekarze kończyli swoje dyżury nocne, a niektóre przychodnie były jeszcze zamknięte – wyjaśniła w rozmowie z gazetą podkomisarz Agnieszka Żyłka z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.
Czekali na lekarza siedem godzin
Przedstawicielka policji poinformowała, że lekarz dotarł na miejsce zdarzenia o godz. 13.20 i wtedy formalnie stwierdził zgon. Jak dodała, następnie „ w ciągu 10 minut przyjechał samochód zakładu pogrzebowego, który zabrał zwłoki”. Podkomisarz Żyłka wskazała też, że policjanci skontaktowali się z dwunastoma przychodniami w mieście, ale w żadnej nie było wcześniej dostępnego lekarza.
Z kolei facebookowy profil „112Katowice Służby Ratunkowe” zwraca uwagę, że gdy mężczyzna zsunął się z wódka inwalidzkiego, żaden ze świadków nie zareagował i nie udzielił mu pomocy.
Czytaj też:
Kierowcy autobusów i motorniczy z ochroną prawną jak policjanci? Projekt wpłynął do SejmuCzytaj też:
Z samochodu prawie nic nie zostało. 22-latek zginął w tragicznym wypadku