Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Te święta będą znacznie skromniejsze od poprzednich. Polacy zaciskają pasa.
Ks. Janusz Koplewski: Mówi się o wysokiej inflacji, ale nie można generalizować. Czytałem ostatnio, że ludzie kupują alkohol kartonami. Trochę jak za komuny, niby wszystko reglamentowane, na kartki, a u niektórych święta były „bogatsze”, stoły się uginały.
Ale czy nie jest tak, że skupiamy się jedynie na oprawie? Sprzątamy, kupujemy prezenty, a potem kłócimy się przy stole. Religijność jest na dalszym planie, a w zasadzie prawie jej nie ma.
Komercja i obżarstwo. Często powtarzam, że ludzie nie wiedzą, na czym to wszystko polega. Wiele osób mówi, że nie lubi świąt, bo jest sztucznie, trzeba siedzieć przy stole i na siłę sobie nawzajem przebaczać. Najgorsze są kłótnie o politykę, szarpanina o to, kto ma rację: PiS czy PO. Dlatego tak modne stało się wyjeżdżanie na święta. Gdy byłem kapelanem i odwiedzałem pacjentów, słyszałem od pielęgniarek, że ktoś podrzucił rodziców na „przechowanie”, bo leci do Grecji czy Egiptu na święta. Taka przechowalnia: mamusia sobie leży, a rodzinka odbiera ją po Nowym Roku.
Brzmi niewiarygodnie.
Słyszałem na własne uszy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.